- Dlaczego?
- Załóżmy, że pan Kukiz zmobilizował kilkanaście procent elektoratu, który bez niego do wyborów by nie poszedł. Wtedy frekwencja wyniosłaby 43-44 proc. Gdyby była normalna, powyżej 50 do 60 proc., to Komorowski zapewne by wygrał. Duda miałby ok. 28-30 proc. On nikogo nie zyskał. Duża część elektoratu prezydenta została jednak w domu.
- Czyli też ich nie przekonał.
- Bronisław Komorowski okazał się bardzo słabym kandydatem na prezydenta. Duda jest o wiele lepszym kandydatem. Tyle że my nie wybieramy na 5 lat kandydata, ale prezydenta! Komorowski nie był rewelacyjny, ale był poprawnym, spokojnym prezydentem. Takim, jakiego wymagają prerogatywy głowy państwa w naszej konstytucji.
- Czy nie jest tak, że przez 5 lat wyborcy nie mieli styku z prezydentem, zaszytym gdzieś tam w pałacu? I kiedy już wyszedł, to okazał się po prostu słabym politykiem?
- Bronisław Komorowski starał się ograniczać do tego, co może. Tyle że to nie są sprawy, które bolą Polaków. I powstało wrażenie, że ważnymi sprawami się nie zajmuje. Andrzej Duda mógł wypowiadać się na każdy temat, właściwie prowadząc kampanię na premiera. Myślał, że nie ma szans, więc opowiadał różne rzeczy. Im mniejsze ktoś ma szanse, tym bardziej odpływa.
- Kampania Komorowskiego była trafiona?
- Nie, ale mam wrażenie, że był to też rezultat wewnętrznych układów w PO. Owszem, Platforma go wspierała. Przewaga w sondażach była jednak tak wielka, że uznali, że jak z taką przewagą wygra, to mu się do końca przewróci w głowie. Uznali: "nie wspierajmy go za bardzo, niech się ten Bronek jakoś doturla do zwycięstwa". Z drugiej strony zaś mamy zdeterminowaną partię, która przegrała osiem kampanii i staje na głowie. Pracuje, wciąga społeczników, Kościół. Rozprzężenie PO kontra pełna mobilizacja PiS.
- Mamy nowe otwarcie prezydenta Komorowskiego. Tylko kiedy widziałem tę nagłą zapowiedź referendum, to wyprowadzanie prezydenta na spacery między lud, to było to jakieś żenujące...
- W pełni się zgadzam. Usiłują z prezydenta robić kogoś, kim nie jest. I mam taką obawę, że to raczej zaszkodzi, niż pomoże. Robienie tego samego, co robi Duda, może być źle przyjęte. Nie wiem, dlaczego jego sztab się na to decyduje. I w tej sytuacji decydujące mogą być te debaty telewizyjne. Jeśli prezydent będzie w stanie pokazać swą "prezydenckość", a nie bycie pyskaczem, jeżeli debaty będą merytoryczne, to dla tego zdemotywowanego elektoratu Komorowskiego mogą mieć kluczowe znaczenie. Czy ważny był dla nich obraz prezydenta przez 5 lat, kiedy popierało go 60 proc. wyborców, czy ten z ostatnich 2 miesięcy, gdy tyle stracił.