Bronisław Wildstein: Publikować, ale z każdej strony

2010-12-03 3:23

Dyskujsję na temat publikacji materiałów przez portal WikiLeaks i ewentualnych konsekwencji dla jego redaktora komentuje publicysta Bronisław Wildstein

"Super Express": - Na świecie trwa dyskusja, czy materiały publikowane przez WikiLeaks powinny ujrzeć światło dzienne.

Bronisław Wildstein: - Jako redaktor i dziennikarz generalnie zawsze jestem za ujawnianiem. To jest obowiązek mediów, mają pokazywać to, co wiedzą swoim czytelnikom. Bywa, że media są rozgrywane przez rozmaite ośrodki i trzeba niekiedy rozważać pewne akcenty. Nie znaczy to jednak, że materiały przekazane nawet ze złej woli źródeł tych informacji, powinny być chowane pod stół. Nakłada to jednak na media obowiązek poszukiwania materiałów z drugiej strony barykady. Tego w WikiLeaks nie ma. Jestem też zdecydowanie przeciwnikiem procesu o którym mówi się w przypadku szefa WikiLeaks. Amerykanie oczywiście muszą zastanawiać się, w jaki sposób pozyskał te informacje.

Przeczytaj koniecznie: Bradley Manning: To on pomógł WikiLeaks i ośmieszył Amerykę

- Julian Assagne twierdzi, że z chęcią opublikuje też dokumenty chińskie czy rosyjskie.

- To niech publikuje! Na razie publikują tylko amerykańskie. Ta stronniczość działania na razie go dezawuuje. Tacy orędownicy wolności słowa, którzy mają jedno oko otwarte, a drugie zamknięte, nie budzą mojej sympatii. Zwłaszcza że szeroko otwarte mają oko skierowane akurat w tę stronę, gdzie niebezpieczeństw jest jakby mniej...

- Konserwatyści w USA wskazują na powiązania WikiLeaks z Chomskym, Sorosem...

- Nie zdziwiłbym się, Chomsky jest komunistą, którego niespecjalnie interesowałoby naruszanie interesów innych niż amerykańskie.

- Zarazem wskazują jednak, że dokumenty WikiLeaks ujawniają zagrożenia, o których mówią Republikanie, a administracja Obamy i lewica wolą je bagatelizować. Bądź mówić o nich nieoficjalnie.

- Rzeczywiście, jeżeli ktoś spodziewał się po tej publikacji ujawnienia tajnych machinacji Waszyngtonu, który chce opanować świat, to musiał się zawieść. Rzucono się jednak na te materiały ze względu na antyamerykańską histerię na niemal całym świecie, która dociera niestety także do Polski.

Patrz też: Zbigniew Lewicki: Rewelacje WikiLeaks - tak wygląda cała dyplomacja

- Pan jest tą publikacją raczej rozczarowany?

- Publikacja WikiLeaks jest dla mnie jednak ewidentnie inspirowana przez środowiska antyamerykańskie. Było to nastawione na tropienie, na odsłanianie tajemnic USA, niezależnie od tego, że te tajemnice były takie sobie. Stąd na Zachodzie tak duże podniecenie tym, że amerykańscy dyplomaci używają w nieoficjalnej korespondencji nie tak rytualnego języka, jak w oficjalnej. Nie jest to szczególnie sensacyjne. Wpływa zaś jakoś na relacje USA z ich sojusznikami. Inaczej i znacznie ciekawiej byłoby, gdybyśmy mieli publikację choćby wspomnianych materiałów z Rosji bądź Chin.

Bronisław Wildstein

publicysta dziennika "Rzeczpospolita"