Skoro w Polsce sukcesu osiągnąć się nie da, można go poszukać za granicą. Agencje milczą wprawdzie o reakcji Francuzów na przeprosiny "obrońców demokracji", donoszą za to o zaszczepieniu KOD na Ukrainie. Oto po Leszku Balcerowiczu kolejny działacz oświeconego obozu ma dbać o gospodarkę naszych sąsiadów. Tym razem to nie byle kto - były minister z rządu PO Sławomir Nowak. Ma niebywałe osiągnięcia - w czasie gdy budował polskie drogi, krajem wstrząsały protesty podwykonawców, którym za ich robotę najzwyczajniej w świecie nie zapłacono. Zasłynął z zakupu drogiego pociągu Pendolino. Że taniej byłoby zrobić zakupy w polskiej fabryce? Co tam, lepiej zapłacić drogo, byleby z pompą i z zagranicy. Sławek miał gadane i ponoć król Europy Donald Tusk chciał go uczynić swoim następcą. Rzecz w tym, że niedoszły delfin nie umiał określić, skąd ma drogi zegarek, i z polityki krajowej wypadł. Nie na długo. Od kilku dni ma odpowiadać za budowę dróg i mostów na Ukrainie. I bardzo dobrze!
Tylko czemu tak mało? Powinniśmy wyeksportować więcej. Oczyma wyobraźni już widzę wychowanie Ukraińców w trzeźwości, za które dba Miś Kamiński. Politykę miłości wdrażaną przez Stefana Niesiołowskiego, fundusze alimentacyjne, za które odpowiadałby Mateusz Kijowski, gwardię narodową złożoną z działaczy KOD.
Zegarki Nowaka czy Kamińskiego Ukraińców, pamiętających złote komnaty Janukowycza, szokować nie będą. A Polska przynajmniej na jakiś czas odetchnie. Gorzej, gdy powtórzy się historia z XVII w. Wszak Bohdan Chmielnicki, przywódca kozackiej rebelii, był polskim szlachcicem obrażonym na polskich magnatów. Czy za kilka lat Nowak, Kijowski i spółka z okrzykiem "Bij Lachiw!" ruszą na Polskę? Aż strach się bać!
Zobacz: Tomasz Siemoniak: Szef MON brnie w brednie