PO startowała jako ugrupowanie liberalne i antysystemowe (któż dziś pamięta polityków PO żądających JOW-ów, likwidacji finansowania partii z budżetu, Senatu i poselskich immunitetów?). Potem, po aferze Rywina, był etap partii konserwatywnej z „premierem z Krakowa” Janem Rokitą (PO miała wtedy robić koalicję z PiS, wspólnie z braćmi Kaczyńskimi budować IV RP, promowała też mocno katolicyzm „łagiewnicki”, mający być przeciwwagą dla katolicyzmu toruńskiego).
Wreszcie był czas triumfu, czyli dwa rządy Donalda Tuska – z Euro 2012, budowaniem stadionów „zamiast polityki” i radością z ciepłej wody w kranie. Potem nastał czas smuty i klęski za Ewy Kopacz i ostatni okres – totalnej opozycji pod władzą Grzegorza Schetyny. Byłego już lidera PO można krytykować, ale oddać mu trzeba to, że przez pierwsze lata zachowywał się racjonalnie.
Taktyka „ulicy i zagranicy”, budowania radykalnej opozycji względem PiS nie dawała szansy na wygraną w wyborach. Chodziło jednak o coś innego – wykoszenie pozostałych ugrupowań opozycyjnych (mało kto dziś pamięta, że jeszcze trzy i pół roku temu wydawało się, że główną siłą opozycyjną stanie się Nowoczesna Ryszarda Petru, a poważne ambicje polityczne zgłaszał zapomniany już dzisiaj Komitet Obrony Demokracji). Schetyna radykalne postulaty od konkurentów przejął i wygrał. PO stała się główną siłą opozycyjną. To jednak koniec sukcesów.
Fatalny pomysł budowy Koalicji Europejskiej wzmocnił jedynie lewicę i zmobilizował elektorat PiS, w kolejnych wyborach KE się rozpadła i PiS utrzymało władzę. Czas Schetyny dobiegł końca. W sobotę przewodniczącym został Borys Budka, który uzyskał w wewnętrznych wyborach miażdżącą wręcz przewagę. A wiceprzewodniczącymi zostać mają posłanka z Pomorza Agnieszka Pomaska oraz prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Co to oznacza dla największej partii opozycyjnej? Że wchodzi w kolejny etap, tym razem stając się formacją jednoznacznie liberalną, na pewno nie konserwatywną, kierującą swoją ofertę do mieszkańców wielkich miast w średnim i nieco starszym wieku. Czy ta strategia przyniesie sukces – za wcześnie wyrokować. Ale obranie takiej strategii, patrząc na dobór współpracowników nowego lidera, wydaje się przesądzone.