Oddany Polsce, bezinteresowny, zachował się jak trzeba i w czasie II wojny światowej, i w okresie PRL. Po 1989 roku też nie czerpał z fruktów władzy, ale szedł prostą drogą. Będąc zwolennikiem tzw. dobrej zmiany, wywodząc się z tego samego obozu politycznego, nie szczędził obecnemu rządowi krytyki wtedy, gdy uważał ją za uzasadnioną. Jednocześnie, nawet o największych wrogach wypowiadał się z kulturą, klasą, nie przekraczając granic.
Patrzę na obecną polską politykę i widzę w niej pełno tchórzostwa, wazeliniarstwa, interesowności. Najzwyklejszej w świecie głupoty. Gmach na Wiejskiej coraz częściej przypomina nie izbę parlamentu, ale cyrk, w którym poziom błazenady dawno przekroczył wszelkie granice. Stare partie zatracają tożsamość, nowe wyróżnia infantylność sposobu działania, postulatów, nazw. W tradycji, którą reprezentował śp. Premier Jan Olszewski Polska była Polską. Hasło Bóg Honor Ojczyzna miało realne znaczenie dla tych, którzy je głosili.
Kiedyś politycy: narodowcy czy socjaliści – zwalczali się nieraz ostrzej niż ci obecni. Ale była to walka o COŚ. Dziś mamy czasy twitterowej dyplomacji, publicystyki i polityki. Czasy clownów w futrach, chachmęcących na paliwie, fałszujących podpisy. Czasy dających się korumpować za marne srebrniki, byłych agentów pozujących na bohaterów. Na ich tle Jan Olszewski był człowiekiem z innej epoki.
Po odwołaniu rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku, dziennik „Nowy Świat” dał na pierwszej stronie tytuł: „Olszewski odchodzi, agenci zostają”. Dziś można go sparafrazować, że „odszedł prawdziwy mąż stanu, zostali cyrkowcy” z politycznego cyrku.