Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Przemysław Harczuk o debacie: Żałosna Kopacz, nieskuteczna Szydło

2015-10-21 4:00

Wielkie zwycięstwo Beaty Szydło, kompromitacja Ewy Kopacz - mówią sympatycy i politycy PiS. - Wygrała Kopacz - mówią - choć zdecydowanie mniej pewnym głosem - sympatycy drugiej strony. Grupa politologów i publicystów debatę Ewy Kopacz i Beaty Szydło oceniła jako remis.

Jak było naprawdę? Bez wątpienia nie doszło do nokautu. A gdy w walce bokserskiej nikt nie zostaje pokonany przed czasem, wynik ustalają sędziowie, a oceny te zawsze są subiektywne i niemiarodajne.

Starając się jednak ocenić starcie całkiem na chłodno, wydaje się, że to Beata Szydło miała więcej okazji do znokautowania swojej rywalki. Gdy premier zarzucała Szydło rzekome zwalczanie praw kobiet, aż prosiło się o stwierdzenie; a "ta znowu swoje", nawiązujące do słynnej riposty, jaką przed laty Ronald Reagan znokautował straszącego rzekomym faszyzmem republikanów Jimmy'ego Cartera.

Najlepszą okazję do położenia rywalki na deski miała Beata Szydło po pytaniu o to, czy jest coś w okresie rządów jej partii, za co chciałaby przeprosić. Odpowiedź - tak, przepraszam za skandaliczne słowa ówczesnego wicepremiera Ludwika Dorna o wykształciuchach i wysyłaniu lekarzy w kamasze czy działania wicepremiera z Ligi Polskich Rodzin Romana Giertycha, wreszcie agresywne kampanie wyborcze Michała Kamińskiego - byłaby majstersztykiem. Dziś i Dorn, i Kamiński, i Giertych startują do parlamentu z listy, bądź z poparciem PO - przypomnienie tego przez Szydło byłoby zapamiętane, cytowane przez wszystkie media, a los niedzielnego głosowania byłby już dziś przesądzony.

Beata Szydło zamiast na nokautowaniu przeciwniczki skupiła się na tym, by nie przegrać, za podwójną gardą czekać na ciosy Kopacz. Te były rzucane na oślep, chaotycznie, z upływem czasu coraz bardziej nerwowo. W części pierwszej premier udało się zachować spokój. Jednak słowa o tym, jak to Polska wspaniale się rozwija, wystarczy zagłosować na PO, by to odczuć - były żałosne, przypominały najgorszą propagandę z czasów PRL. Powtórzona obietnica o obniżce podatków, którą rząd - być może - wprowadzi za kilka lat, w ustach szefowej rządu pod koniec drugiej kadencji rządzenia brzmiały już śmiesznie.

W kolejnych częściach debaty Ewa Kopacz zachowywała się coraz bardziej nerwowo, wręcz histerycznie. Zdanie: "Jak PiS dojdzie do władzy, Macierewicz w skórzanym płaszczu będzie urzędował na Szucha, a Saska Kępa zmieni nazwę na Beata Kempa" wprawdzie nie padły, ale twierdzenie o powrocie do średniowiecza poziomem absurdu dorównywało twierdzeniom ze słynnego skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju. Okazji do nokautu Szydło miała jeszcze więcej. Nie wykorzystała ich. Na tle beznadziejnej Kopacz nie wypadła najgorzej, jednak ogólny poziom debaty był bardzo niski. Faktycznie, można ocenić ją jako nudny, bezbramkowy remis. Jednak w tym wypadku - trzymając się terminologii sportowej - remis zdaje się działać na korzyść tego, kto prowadzi w sondażach, czyli Prawa i Sprawiedliwości.

Zobacz: Kto wygrał debatę? Rafał Ziemkiewicz o debacie: To dowód, że kobieta nie powinna być premierem

Nasi Partnerzy polecają