I to dzięki ich staraniom sprawować władzę będzie nadal. Nie przez cztery, ale osiem, dwanaście, szesnaście lat. Absurd? Nic z tych rzeczy. Lis i jemu podobni biadolą o końcu demokracji, jaka nastała nad Wisłą w związku z demokratycznym wyborem ludzi. Krzyczą o nadchodzącym totalitaryzmie, pogardliwie wyrażają się o wyborcach PiS i Kukiz'15 (czyli milionach Polaków), chamsko obrażają (jak profesora Śpiewaka) tych, którzy nie mają zamiaru do ich histerii się dołączyć. Wojna o Trybunał Konstytucyjny nie jest w ich narracji brzydką walką o zawłaszczenie tej instytucji, ale aktem swoją rangą równym wprowadzeniu stanu wojennego. Gdy za rządów PO ABW wpadała do domu człowieka prowadzącego satyryczną stronę internetową, dzisiejsi "obrońcy demokracji" milczeli. Podobnie było wtedy, gdy ustawę o Trybunale zmieniała PO. Mówienie o fałszowaniu wyborów samorządowych było oceniane jako przejaw paranoi i podważanie demokracji. Dziś od pierwszych godzin po wyborach podważają demokratyczny werdykt wyborców. I z pogardą odnoszą się do tych ostatnich. I właśnie na tej podstawie stwierdzić należy, że Lis i inni wspierają PiS. Po prostu - ich pogarda, wściekłość, agresja działa na większość ludzi jak płachta na byka. Sądy, na które PiS się zamachnął (po uprzednim zamachu PO), ludziom kojarzą się nie z bezpiecznikiem demokracji, ale instytucją odbierającą dzieciom rodziców, wydającą absurdalne wyroki, "wymiarem niesprawiedliwości" i filmem "Układ zamknięty". W ich obronie nikt na ulice nie wyjdzie. A PiS jest w sytuacji wręcz komfortowej. Media publiczne bez problemu przejmie, media prawicowe będą mu życzliwe, a agresja "Newsweeków", "Wyborczych" i innych z rzeczywistą kontrolą i patrzeniem władzy na ręce, delikatnie mówiąc, nie ma wiele wspólnego. A szkoda, bo każda władza musi być kontrolowana. Tu będzie inaczej. Dzięki Lisom, Michnikom, "Wyborczym", "Newsweekom".
Zobacz: Tomasz Walczak: PiS obiecywał sanację, a robi demolkę