Atakowanie prezydenta za to, że nie wstydzi się własnej religii, jest absurdem - gdyby przyznać atakującym rację, oznaczałoby to, że w Polsce katolik nie powinien mieć prawa przyznawać się do tego, w co wierzy. I jawnie zaprzeczać własnym poglądom. Jeszcze większym absurdem jest jednak próba ustawiania Kościoła. Były ksiądz Stanisław Obirek powiedział w wywiadzie dla "Super Expressu", że kościelne dinozaury wymrą, a Kościół radykalny zostanie zastąpiony postępowym. Oznaczałoby to tak naprawdę rezygnację z części zasad ewangelii. Kościół nie może tak po prostu zmienić poglądów w sprawie in vitro czy aborcji. Takie są zasady tej religii. Mogą się komuś podobać bądź nie. Posłowie mogą uchwalić prawo z zasadami wiary sprzeczne. Ale niech się nie dziwią, że Kościół ich za to skrytykuje. Próba wymuszenia na Kościele zmiany doktryny wiary jest przynajmniej dziwna. Jeszcze dziwniejsze, że nad "nieidącym z duchem czasu" Kościołem z troską pochylają się ludzie, którzy jawnie przyznają, że z katolicyzmem im nie po drodze.
Czy wierzycie państwo, że gdyby abp. Hosera zastąpił Stanisław Obirek, dziennikarze antyklerykalnych pism, radykalne feministki i środowiska lewicowe masowo zaczęliby odwiedzać świątynie? Ja nie. Bardziej prawdopodobne, że na niedzielnych "nowoczesnych" mszach nie byłoby nikogo, bo lewaków religia jako taka w ogóle nie interesuje, a przestaliby na nie uczęszczać ci, którzy dziś się tam pojawiają. Próba naprawiania Kościoła przez jego przeciwników wygląda trochę tak, jakby statut Sojuszu Lewicy Demokratycznej chcieli pisać młodzi antykomuniści. Każda religia ma swoje zasady. A jak ktoś się z nimi nie zgadza, ma prawo jej nie wyznawać. Ale niech nie zabrania tego innym.