Jednym pomysł PiS się spodobał - bo przecież sprawy emerytur czy sześciolatków nie tylko rozpalały emocje obywateli, ale pod wnioskami o referendum w tych sprawach zebrano miliony podpisów. A rząd i prezydent Komorowski inicjatywę milionów obywateli zlekceważyli. Przeciwnicy tłumaczą z kolei, że dopisanie trzech punktów do referendum jest niezgodne z konstytucją, a PiS - jak chce o trzy kolejne punkty zapytać - powinien... złożyć wniosek o kolejne referendum, które odbyć się powinno tego samego dnia. Absurdów w prawie III RP jest wiele, więc wymóg robienia dwóch referendów jednego dnia zamiast zwyczajnego poszerzenia pierwszego jakoś mnie nie dziwi. Mnie osobiście uderzyło coś innego.
Zobacz: Leszek Miller: Lustro dla Żakowskiego
Wypowiedź Bronisława Komorowskiego, który komentując propozycję PiS, oznajmił, że "dopisać to można się do wycieczki". Ten sam Bronisław Komorowski najpierw wszelkie inicjatywy referendalne odrzucał. Zlekceważył związkowców, którzy domagali się cofnięcia reformy emerytalnej, czy rodziców, którzy uważali, że nie powinno być przymusu posyłania sześcioletnich dzieci do szkół. Ten sam Bronisław Komorowski po pierwszej turze wyborów uznał, że należy zawalczyć o głosy wyborców Pawła Kukiza. Więc z dnia na dzień wymyślił sobie referendum w sprawie JOW, finansowania partii i przyjaznej dla podatników ordynacji podatkowej. Nie pomogło. Komorowski drugą turę wyborów i tak przegrał. Więc teraz atakuje tych, którzy chcą dodać ważne przecież dla Polaków pytania. Jak widać, oderwanie od rzeczywistości i lekceważenie Polaków jest u ustępującego prezydenta procesem postępującym. A my, niezależnie od poglądów i tego, jak odnosimy się do kolejnych pytań referendalnych, czy popieramy JOW-y, czy może nie, do "wycieczki" się dopiszmy. I weźmy udział w głosowaniu. By utrzeć nosa tym, którzy nas lekceważą.