"Super Express": - Dziś kończy się kadencja prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jak podsumowałby pan mijające pięć lat?
Tomasz Nałęcz: - Była to dobra prezydentura. Jestem przekonany, że z biegiem czasu to, co część Polaków uważa za jej mankament, czyli brak spektakularnych konfliktów z rządem, zostanie uznane za jej zaletę. Ta prezydentura przypadła na bardzo trudne czasy, jeśli chodzi o sytuację międzynarodową. Mieliśmy europejski kryzys gospodarczy, konflikt na Wschodzie. Bronisław Komorowski jest specjalistą w dziedzinie bezpieczeństwa i obronności, co przyniosło profity. Dzięki tej prezydenturze Polska w trudnych czasach była miejscem, gdzie było w miarę spokojnie.
- Ale ten spokój, o którym pan mówi, wynikał też z tego, że rządził obóz przychylny prezydentowi?
- Nie, nie wynikał z tego. Współpraca prezydenta z rządem wynikała z poszanowania konstytucji, która bieżące rządzenie krajem pozostawia rządowi. Prezydent ma reagować w sytuacjach awaryjnych. Nie jest jego rolą mieć odmienną wizję Polski od rządu i ją forsować. W takiej sytuacji kraj zamieniłby się w samochód, który ma dwa pedały gazu i dwa hamulce. Nie da się takim pojazdem jeździć, bo grozi to wykolejeniem. W przeszłości byliśmy tego wykolejenia bliscy. Konflikt prezydenta z rządem jest może widowiskowy, ale dla kraju skończyć się może katastrofą.
- Przyzna pan jednak, że Bronisław Komorowski był notariuszem rządu, który podpisywał wszystkie ustawy przegłosowane przez koalicję PO-PSL.
- To bardzo krzywdząca opinia. Prezydent często miał inne zdanie niż rząd PO. Nie wszczynał awantur, bo taka była jego wizja prezydentury. Ale - gdy był przekonany, że ma rację - potrafił powiedzieć wyraźnie Tuskowi, że dana ustawa ma takie czy inne wady. I, że jeśli nie będą wprowadzone poprawki, to prezydent jej nie poprze i albo skieruje do Trybunału Konstytucyjnego, albo zawetuje.
Sprawdź: Stonoga OSTRZEGA. Sikorski szykuje zasadzkę na Szydło
- Niektórzy zwolennicy Bronisława Komorowskiego mówią, że powinien on za pięć lat ponownie wystartować w wyborach. Czy faktycznie ma takie plany?
- Trudno powiedzieć. Polityka polska jest jak rwący potok. A powrót do niej jest trochę jak płynięcie pod prąd. To trudne. Z drugiej jednak strony - jeśli jesienią wybory wygra PiS i zafunduje nam powtórkę z IV Rzeczypospolitej, z każdym rokiem Polacy będą tęsknić do prezydentury Bronisława Komorowskiego. I siłą rzeczy jego szanse na wybór za pięć lat wzrosną.
- Ale od dziś prezydentem będzie Andrzej Duda. Jaka to będzie prezydentura?
- Powiem tak - nie głosowałem na Andrzeja Dudę. Ale od dziś będzie także moim prezydentem. Życzę mu, by jego kadencja wyglądała tak samo, jak kadencja Bronisława Komorowskiego. Bym, mówiąc o Andrzeju Dudzie "mój prezydent", mógł to czynić z czystym sumieniem. Wszystko zależy od tego, na ile nowa głowa państwa będzie w stanie uniezależnić się od nacisków Prawa i Sprawiedliwości, a więc środowiska, z którego się wywodzi.
- Pan był określany wiceprezydentem. Co będzie pan robił po zakończeniu kadencji?
- (śmiech). Nie, nie byłem wiceprezydentem. Bardziej harcownikiem Bronisława Komorowskiego. Za kontakty z mediami odpowiadała Joanna Trzaska-Wieczorek. Jednak jej wypowiedzi musiały być ściśle skonsultowane z prezydentem. Ja w kontaktach z mediami miałem więcej swobody, mogłem wyrażać swoje zdanie, a Bronisław Komorowski nie miał do mnie o to pretensji. Co będę robił? Nie jest tajemnicą, że będę prowadził działalność naukową. Do końca wakacji mam urlop, a od pierwszego października wracam do pracy na uczelni.
- Pytanie, co po urlopie będzie robił Bronisław Komorowski. Wróci do polowań?
- Nie wiem, to pytanie proszę zadać prezydentowi. Osobiście nie popieram polowań, wolę oglądać filmy przyrodnicze niż polityczne, prawdziwa dżungla odpowiada mi zdecydowanie bardziej niż ta polityczna. Prezydent faktycznie polowania kochał. Ja tego hobby nie rozumiem. Nie wiem, czy po pięciu latach abstynencji wróci do dawnych przyzwyczajeń.
- A czym będzą się zajmować instytut i fundacja Bronisława Komorowskiego?
- Cierpliwości. Dokładne plany poznamy po zakończeniu kadencji. Myślę, że prezydent też uda się na zasłużony urlop. A swoje dokładne plany na przyszłość zdradzi po powrocie.