Prof. Zdzisław Krasnodębski: Zielona wyspa to dziś tonąca tratwa

2011-03-25 3:20

Tusk nie dokona sanacji państwa - z prof. Pawłem Śpiewakiem polemizuje prof. Zdzisław Krasnodębski

"Super Express": - Liderzy dwóch największych partii prowadzą ze sobą polemikę na łamach prasy. Ten sposób komunikacji z wyborcami wyznaczy spokojny i merytoryczny ton zbliżającej się kampanii wyborczej?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Nie będzie brakowało ostrzejszych spięć. Ale to znak, że wbrew powszechnemu przekonaniu polska polityka to nie tylko czysto partyjna walka o władzę i stanowiska, ale także starcie dwóch odmiennych wizji, np. kształtu polityki zagranicznej czy rozwoju regionalnego. Niestety, z trudem przebija się to do programów telewizyjnych i radiowych. Te trzymają się z reguły jednego formatu - krótkich, agresywnie przeprowadzanych wywiadów i personalnych utarczek. A jeśli dyskusja ma być merytoryczna, jak ostatnia debata ekonomiczna o OFE, to widzowie się nudzą lub nie rozumieją, o co chodzi. Obaj liderzy postawili więc na komunikację bezpośrednią z publicznością czytającą. Tusk chce odzyskać zaufanie niektórych mediów i celebrytów, a Kaczyński chce uniknąć zniekształceń swych wypowiedzi przez niechętnych mu dziennikarzy.

Przeczytaj koniecznie: Paweł Śpiewak: Artykuły polityków to manifest wyborczy

- Niektórzy mówią, że bogate w kulturowe odniesienia teksty prezesa PiS nie wyszły spod jego pióra, bo nie był wcześniej znany jako amator poezji i nowoczesnego malarstwa.

- Nie wiemy też, czy swój tekst napisał Tusk. Zresztą nie byłoby w tym nic złego. Najsłynniejsze przemówienie Martina Lutera Kinga "I have a dream" też mu ktoś napisał. W odróżnieniu od polityków zachodnich nasi liderzy zbyt często sami robią to, co powinni zlecać współpracownikom. Oni powinni tylko nadać ostateczny szlif i podpisać się pod tekstem. Ale artykuł Jarosława Kaczyńskiego nosi cechy jego własnego pióra. Ci, którzy mieli okazję dłużej z nim rozmawiać, wiedzą, że lubi zaskakiwać swą erudycją.

- Prof. Paweł Śpiewak twierdzi na naszych łamach, że zwycięstwo PO w nadchodzących wyborach to nie kwestia "czy", lecz "jak". Dla pana to też takie oczywiste?

- Wręcz przeciwnie. Platforma na pewno już nie będzie miała tej władzy, jaką ma teraz. Jeśli wygra - to z trudem, ostatnimi siłami, i będzie musiała się liczyć z silnym koalicjantem. To najbardziej optymistyczny dla niej wariant.

- Co miałoby ludzi odciągnąć od partii, która wciąż wyraźnie prowadzi w sondażach?

- Po pierwsze, Platforma jest partią skorumpowaną i wypaloną. Dobitnie świadczy o tym afera hazardowa i sposób jej zakończenia (zamiecenia pod dywan). Po drugie, katastrofa w Smoleńsku, a potem śledztwo w tej sprawie pokazały, jak bezsilna jest Rzeczpospolita pod rządami PO. W polityce europejskiej coraz bardziej stajemy się przystawką zachodniego sąsiada. Co jest tym bardziej niepokojące, że proces renacjonalizacji w UE pogłębił się. Interwencja w Libii pokazała, że istotnych decyzji nie podejmuje pan Rompuy, pani Ashton czy sekretarz generalny ONZ, ale przywódcy najsilniejszych państw. Ostatnio rząd nam zafundował bałagan na kolei, kontrowersyjną "reformę" OFE i ostatecznie przełknął grzecznie raport MAK.

A "zielona wyspa" coraz bardziej przypomina tonącą tratwę.

- Kryzys na kolei został na razie zażegnany, brak adekwatnej reakcji na raport MAK może być przyćmiony politycznymi manifestacjami z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej, a po telewizyjnej debacie o OFE trudno zarzucać rządowi złą wolę. Poparcie dla PO może więc szybko wrócić.

- Tak, ale te trzy przykłady znowu dotyczą sfery komunikacji społecznej. Tymczasem ludziom coraz bardziej daje się we znaki realna sfera życia codziennego - ceny żywności rosną i będą rosły, a ograniczenia wydatków socjalnych to tylko kwestia czasu. Te realne skutki rządów Platformy mogą być decydujące. Nawet jeśli PO uda się odzyskać wysokie poparcie, to od jesieni trzeba będzie podjąć bardzo drastyczny program oszczędnościowy.

- Nie wierzy pan, że Platforma będzie reformować po wyborach?

- Jak ktokolwiek może uwierzyć w to, że ktoś tak nieskory do niepopularnych działań może wdrażać trudne i bolesne reformy? Tusk jest wprawdzie bardzo zręczny w dziedzinie komunikacji, ale nie jest to typ polityka, który potrafiłby przeprowadzić program sanacji państwa. I jest pod tym względem zupełnie niewiarygodny. Pod jakim przekonującym hasłem ma się odbywać kampania Platformy?

- Ma ona bardzo silny atut - straszak w postaci powrotu PiS do władzy.

- Tak, to jej rzeczywiście pozostało. Ale jeszcze parę lat temu oprócz tego negatywnego przekazu mniejszego zła, Platforma miała też program pozytywny. Dziś Platforma straciła dawny blask i świeżość. Pozostało jej tylko wzbudzanie strachu przed PiS i kolejne mało wiarygodne obietnice, że po wyborach weźmie się do roboty, zamiast kopać piłkę i urządzać kolejne widowisko.

- Jakie pan widzi alternatywy dla PO?

- Na osłabieniu PO może zyskać postpezetpeerowski obóz SLD, który się ostatnio wzmocnił sondażowo i instytucjonalnie - np. w telewizji publicznej. Nie wykluczam koalicji PO-SLD. W końcu oba środowiska już nieraz wchodziły w układy. Choćby niedawno, gdy Marek Belka został powołany na szefa NBP. Natomiast dla PiS największe szanse upatruję w mobilizacji społecznej. Dziś kształtuje się szeroki, oddolny ruch społeczny, który wyraża sprzeciw wobec obozu rządzącego - polityków, elit kulturowych, kół biznesowych. To Ruch 10 kwietnia, Solidarni 2010, poznański Komitet im. Lecha Kaczyńskiego, wiele mniejszych i większych inicjatyw, aktywna działalność opozycyjnych portali internetowych. Media odwracają uwagę od tego zjawiska, udając, że chodzi tylko o spór partii lub starcie osobowości. A to starcie dwóch wizji Polski, starcie Polaków o Polskę, przy czym jedna strona jest bardzo zdeterminowana, a druga znajduje się w defensywie u boku bezideowej Platformy.

Prof. Zdzisław Krasnodębski

Socjolog i filozof, uniwersytet w Bremie i UKSW