- Co to oznacza realnie?
- Realnie nic, choć formalnie robi z Polski kraj podejrzany. I to będzie wymagało aktywności polskiego rządu i różnych środowisk, które będą musiały wyjaśnić, co się dzieje.
- Będzie komu to tłumaczyć? Z moich doświadczeń wynika, że w UE panuje spora ignorancja na temat tego, co się dzieje w nowych krajach członkowskich UE...
- Rzeczywiście ta ignorancja to największy nasz wróg. Większość komisarzy nie wie, co się dzieje w Polsce. Przyszedł Timmermans z gotową wykładnią, to większość kiwnęła głowami. Cóż, trzeba będzie pompować do tych głów wiedzę o tym, co się dzieje. Sama nazwa tej procedury jest cudaczna. Co to znaczy "systemowe zagrożenie dla praworządności kraju"?! Groteska. Oczywiście teraz usłyszymy od przeciwników PiS, że "Europa zwraca nam uwagę". Nie powinniśmy się tym przejmować. Jeżeli jest coś do zrobienia w Polsce, to powinniśmy to robić.
- Dla mnie zaskoczeniem jest to, że Unia ryzykuje taki sygnał przed referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Nie wiem, jak Anglicy przyjmą to, że Bruksela ingeruje w sprawy wewnętrzne jakiegoś kraju...
- Dlatego prawdopodobne wydawały się sygnały, że eurokomisarze dadzą sobie na wstrzymanie. Jest problem referendum brytyjskiego, są imigranci, jest euro i Grecja. Można się dziwić. Minister Szymański mówił, że wyrządzają sobie sami krzywdę. Oczekujemy od polityków racjonalności, a może to błąd? Z punktu widzenia interesów UE to zły ruch, ale wynik wyborów w Polsce nie podobał im się jednak jeszcze na długo przed wyborami. Oprócz racjonalności jest ideologia, zajadłość polityczna. Jest tam taka teatralizacja, że Juncker jest dla Polski tym dobrym gliną, a np. Timmermans tym złym. Niespecjalnie w to wierzę.
Zobacz: Krzysztof Czabański W WIĘC JAK: Kaczyński to dobroduszny i dowcipny człowiek