Ryszard Bugaj

i

Autor: Karol Serewis

Prof Ryszard Bugaj o wspólnych obchodach rocznic: Warunkiem ugody przyznanie się Wałęsy

2018-09-01 10:55

- „Super Express”: - Wczoraj minęło 38 lat od podpisania porozumień sierpniowych między Komisją Rządową a Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym. Lech Wałęsa świętował razem z KOD. Osobne uroczystości Solidarność zaplanowała z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim. Dojedzie jeszcze kiedyś do wspólnych obchodów? - Prof. Ryszard Bugaj: - Obecny podział jest odbiciem nie tyle podziałów z tamtych czasów, ile obecnych. Obie strony chcą wykorzystać tę rocznicę dla swojej chwały i prestiżu. Byłoby dobrze przeżywać wspólnie te obchody. Nie wierzę jednak, żeby można było wyjść poza nawias tych uroczystości i świętować razem.

- Dlaczego?

- Bo takie sytuacje zdarzają się w historii bardzo rzadko. Proszę zobaczyć jak wyglądały relacje piłsudczyków z obozem narodowym po 1918 roku. Dużą rolę w braku pojednania odgrywa zacietrzewienie. Z jednej strony Lecha Wałęsy, który nie potrafi powiedzieć inaczej niż „Ja zrobiłem! Ja wykonałem!”. Z drugiej strony Jarosław Kaczyński też przecież jest zacietrzewiony!

- Kaczyński rzadziej zabiera głos wypowiadając się publicznie w tonie Lecha Wałęsy. Mam wrażenie, że były prezydent częściej daje wyraz swemu niezadowoleniu. Jego zwolennicy tłumaczą to wolnością słowa.

- To, że mamy wolność słowa nie znaczy, iż Lecha Wałęsa powinien z tego korzystać zawsze i wszędzie.

- Słychać głosy, że Jarosławowi Kaczyńskiemu bezzasadnie przypisuje się zasługi w sprawie strajku z 1988 roku. Jak to było?

- Jarosław Kaczyński do okrągłego stołu był raczej na marginesie. Nie było o nim słychać. Z uwagi na moją funkcję byłem praktycznie na wszystkich posiedzeniach Komisji Krajowej. Tam Jarosław Kaczyński się nie pojawiał. Później bardzo atakował okrągły stół, choć ludzie obecni dziś w PiS przecież tam byli.

- Polska się podzieliła. Pojawia się licytacja zasług w sprawie takich postaci jak Lech Wałęsa czy Lech Kaczyński…

- Pierwszy raz spotkałem Wałęsę we wrześniu 1980 roku. Pojechałem z Tadeuszem Mazowieckim, Bronisławem Geremkiem i Andrzejem Celińskim do Gdańska. Między mną a Andrzejem Celińskim miał się dokonać wybór kto zostanie z Lechem Wałęsą i będzie mu pomagał. Wtedy doznałem szoku.

- Dlaczego?

- Usłyszawszy Lecha Wałęsę zostałem porażony jego megalomanią. Byłem szczęśliwy, że Andrzej zgodził się zostać w Gdańsku, a ja wróciłem do Warszawy. Przecież on musiał zostać i tego słuchać. I pomimo tej oceny nie zmienia to faktu, że przez cały okres tzw. pierwszej Solidarności Lech Wałęsa odgrywał pozytywną i skuteczną rolę. Z obecnej perspektywy trudno w to uwierzyć, ale Wałęsa był bardzo sprawny. Przy całym krytycyzmie do Wałęsy uważałem, że tylko on może być szefem Solidarności.

- Pomimo jego charakteru, megalomanii?

- Tak. Realna konkurencja Wałęsy do tej roli była bardzo słaba.

- Wierzy pan w to, że Wałęsą i Kaczyński kiedyś naprawdę wyciągną do siebie ręce?

- Niedawno Lech Wałęsa wyjawił w specjalnym oświadczeniu, że chciałby pojednać się z Jarosławem Kaczyńskim przed śmiercią. Uważam jednak, że był to objaw niestabilności emocjonalnej. Warunkiem jakiejkolwiek ugody byłoby przyznanie się Wałęsy do działalności agenturalnej. Niszczenie dokumentów przez byłego prezydenta świadczących o jego kolaboracji było niedopuszczalne.

Rozmawiała Sandra Skibniewska