"Super Express": - PiS jest po konwencji programowej. Jak by pan porównał wasze propozycje do tego, co zaproponowała ostatnio Platforma i Ewa Kopacz?
Prof. Piotr Gliński: - Ależ tu nie ma czego porównywać. Osiem lat rządzić, nie mieć programu i dopiero siadać, żeby go napisać? Po ośmiu latach?! To samo służy za komentarz. Politolodzy nazwali to już dawno "demokracją ad hoc". Bez strategii i pomysłu.
- Coś tam jednak realizowali...
- To był głównie PR i personalne zagrywki. Ileż razy oni ogłaszali tzw. nowe otwarcie? I co tam było nowego? Teraz nowa jest cała akcja kolejowa, w której premier zamiast rządzić i realizować właśnie program, zagląda ludziom w talerze w Warsie. Właściwie cała koncepcja rządów PO opierała się na wydawaniu pieniędzy Unii Europejskiej, a i to nie najlepiej.
- Platforma twierdzi, że wydawała dobrze.
- To jakim cudem, mając takie środki, spadliśmy w rankingach innowacyjności? To jest dramat, zupełna kompromitacja. Żadna z planowanych autostrad nie jest właściwie zakończona. Mamy stadiony, ale wiele dużych miast nie ma obwodnicy! Pieniądze często wykorzystywano do próby kupienia głosów jakichś grup wyborców, co ułatwiało to, że były pozabudżetowe. Czy Białystok musiał mieć tak dużą operę i filharmonię? Dużą część tych pieniędzy można było wydać lepiej.
- Mamy kolejne nowe otwarcie, w którym oprócz podróży PKP premier Kopacz ogłasza "program dla Śląska".
- Słaba próba ratowania się przed wyborami. Przecież to, co naprawdę robiła Platforma na Śląsku, słychać na szczerych rozmowach z afery taśmowej. Pani Bieńkowska tam dość jasno to opisuje. Ewa Kopacz od kilku miesięcy próbuje wyciągać jakieś pieniądze i ratować gdzieniegdzie sytuację, ale ta przeżarta korupcją i beznadzieją władza nie ma szans, by to zrobić. Polska ma naprawdę duże możliwości rozwoju, ma jeszcze drugą transzę pieniędzy z UE, ale trzeba wiedzieć, co z tym robić. Ale jak wiedzieć bez programu?
- Ewa Kopacz broni się, że ona rządzi od niecałego roku i wiele rzeczy ze swojego exposé zrealizowała. Część z nich ma być podstawą programu PO jesienią. Jak deklarowane ograniczenie śmieciówek.
- PO przypomina sobie o ludziach, gdy idą wybory. Jest ileś takich rzeczy, które wyciągają dopiero na kampanię. Osiem lat śmieciówki im nie bardzo przeszkadzały, bronili ich. Takich tematów podebranych opozycji, w tym PiS, jest więcej. Kiedy PiS robił pierwsze konferencje i zaczynał pracować nad sytuacją i kartą rodzin wielodzietnych, podłapywał to prezydent Komorowski. Na kilka miesięcy przed wyborami pani Kopacz używa dziś nawet języka opozycji!
- Składając obietnice?
- Nie chodzi nawet o obietnice. Ewa Kopacz, szefowa partii rządzącej krajem, od ośmiu lat mówi o "dobrej zmianie". Rozumiem, że ma na myśli zmianę złej sytuacji i złych ludzi u władzy na lepszych? To byłoby kabaretowe, gdyby w połączeniu z rozmowami polityków w aferze podsłuchowej nie było dla społeczeństwa po prostu obraźliwe. Wiem, że PO się przeliczy, rozmawiam z ludźmi i oni podkreślają, że nie są tacy głupi, za jakich uważa ich obecna władza. Wspominał pan te "śmieciówki"...
- Tak, premier zapowiedziała, że "koniec ze śmieciówkami".
- I ona podkreśla, że jest odpowiedzialna?! Nie wystarczy powiedzieć "koniec ze śmieciówkami" i je zlikwidować, skoro przez lata je tolerowano. To może oznaczać spadek wzrostu PKB, może oznaczać bunt młodych, których dotknęłaby likwidacja miejsc pracy. Można tego uniknąć, mając program i plan oparty m.in. na dialogu społecznym z pracodawcami i pracownikami. Tyle że ten dialog społeczny właśnie pod rządami PO nie funkcjonuje od lat!