Prof. Marek Żylicz: Anatomia upadku to polityczna manipulacja

Nowe filmy o katastrofie smoleńskiej wywołały w Polsce burzę

"Super Express": - Jakie są pana wrażenia po obejrzeniu "Anatomii upadku" Anity Gargas?

Prof. Marek Żylicz: - Dowody są w nim przytaczane tendencyjnie, wydają mi się zebrane dość przypadkowo. Trudno mi się wypowiadać na temat relacji świadków i tego, czy po niemal trzech latach są w stanie ściśle odtworzyć to, co widzieli. Z tezą filmu zasadniczo się nie zgadzam. Mimo że przytoczono w nim również moje wypowiedzi.

- Jaka to teza?

- Nie zgadzam się z sugestią, że ustalenia komisji Jerzego Millera są nieprawdziwe, nierzetelne czy wręcz zakłamane i ukrywają prawdę. Komisję współtworzyli eksperci apolityczni, znani z umiejętności i doświadczenia w tej materii. Autorzy filmu kierowali się politycznymi podejrzeniami i insynuacjami.

- Komisja Badania Wypadków Lotniczych Jerzego Millera działała bez zarzutu?

- Komisja skupiła się na ustaleniu podstawowych przyczyn katastrofy. Były to błędy popełnione zarówno po stronie polskiej, jak i rosyjskiej. Po stronie rosyjskiej ustaliliśmy to, co mogliśmy ustalić. Rosjanie, wbrew aneksowi 13 Konwencji Chicagowskiej, nie udostępnili nam niektórych informacji i dowodów. Ustaliliśmy jednak, że działania rosyjskich kontrolerów lotu mogły utrzymać załogę polskiego samolotu w błędnym przekonaniu, że znajduje się na właściwej wysokości w momencie podejścia do lądowania. Komisja nie była jednak w stanie ustalić, z jakiego powodu tak było. Czy były to szwankujące urządzenia lotniska, nieumiejętność kontrolerów, czy może ich nietrzeźwość.

- A błędy po polskiej stronie?

- Przede wszystkim próba podejścia do lądowania w fatalnych warunkach pogodowych. Oprócz tego załoga posłużyła się błędnymi wskazaniami wysokościomierzy i zbyt późno zareagowała na sygnały ostrzegawcze systemu.

- Z filmu "Anatomia upadku" wynika, że na pokładzie samolotu mogło dojść do wybuchu.

- Mam pełne zaufanie do ustaleń polskiej komisji. Należy jednak podkreślić, że w warunkach przyspieszonej pracy musiała się ona skupić na ustaleniu najbardziej istotnych przyczyn katastrofy.

- Komisja badała, czy doszło do jakiegoś wybuchu?

- Komisja nie stwierdziła wybuchu, jakkolwiek nie badała tej kwestii w szczegółach. Nie było do tego przesłanek w rejestratorach, czarnych skrzynkach, które są tutaj podstawowym źródłem informacji. Jeśli mamy wypadek samochodu, który we mgle jechał z dużą prędkością drogą pod prąd, to nie bada się dokładnie, czy w samochodzie doszło do wybuchu.

- W "Anatomii upadku" przytaczane są też relacje polityków i urzędników.

- M.in. moja. Po moim wyliczeniu błędów i uchybień strony rosyjskiej jest od razu przytoczone stwierdzenie premiera, że współpraca z Rosjanami była bardzo dobra. Ale wypowiedź premiera dotyczyła początków tej współpracy, kiedy nie nasuwała ona żadnych zastrzeżeń. To zostało zmontowane tendencyjnie. Film jest zmanipulowany, zrobiony pod określoną polityczną tezę. A teza jest taka, że ustalenia komisji Millera wykrzywiają prawdziwy obraz przyczyn katastrofy i że doszło do jakiegoś wybuchu. To z kolei prowadzi do insynuacji o zamachu, zdradzie itd.

- Zdobyłby się pan na porównanie filmu "Anatomia upadku" z obrazem National Geographic "Śmierć prezydenta"?

- W przeciwieństwie do pierwszego drugi wydaje się obiektywny.

- Podobno oba mają być pokazane w telewizji publicznej. To dobrze?

- Tak. Skoro powstały, to niech będą pokazane. Debaty publiczne nie doprowadzą jednak do wyjaśnienia sprawy. Katastrofa zostanie wyjaśniona po wznowieniu prac komisji, kiedy wyjaśni ona nowe okoliczności, które wyniknęły już po publikacji jej raportu.

Prof. Marek Żylicz

Ekspert komisji Jerzego Millera