"Super Express": - Kancelaria premiera ujawniła informacje dotyczące wysokości nagród dla ministrów. Ujawniono też nagrody, jakie otrzymali członkowie gabinetów politycznych ministrów. Kwoty robią wrażenie. Czy idea taniego państwa promowana niegdyś przez PiS się wypaczyła?
Prof. Henryk Domański: - Ten problem pojawia się od kilkunastu lat. Co jakiś czas politycy, którzy w danym momencie zarządzają państwem, są na cenzurowanym i kierowane są pod ich adresem zarzuty rozrzutności. Najczęściej dotyczy to premii i wszelkiego rodzaju nagród.
- Wyborcy mogą czuć się oszukani? Na ministerialne nagrody wydano 1,5 miliona złotych...
- Z pewnością ludzie reagują negatywnie na takie historie. Same wynagrodzenia nie są dla obywateli tematem do złości. Inaczej wygląda kwestia ogromnych premii. Wydaje mi się, że premie są trochę nieokreśloną kwestią. W świadomości społecznej nie ma bezpośrednich relacji między wkładem, czyli wysiłkiem danego ministra, a wysokością wynagrodzenia. Polacy akceptują stawki ministrów, ponieważ uważają, że urzędnicy piastujący wysokie funkcje mają prawo do godziwych pensji. Jednak pensja to nie premia. Musimy mieć tę różnicę na uwadze.
- Być może rządzący powinni stworzyć przejrzysty system wynagrodzeń i premii, żeby unikać takich kontrowersji...
- Myślę, że istnieje potrzeba, by stworzyć odpowiednią regulację w tym zakresie. W związku z tym, że premie i nagrody nie podlegają sformalizowaniu, część społeczeństwa nie wie, czy są sprawiedliwe. W moim przekonaniu dodatkowe gratyfikacje nie są przydzielane w odpowiedni sposób. W związku z tym uważam, że dobrym wyjściem byłoby uporządkowanie kwestii finansowych. Być może alternatywą dla nagród byłoby podniesienie pensji przy jednoczesnej redukcji dodatków? Warto się nad tym poważnie zastanowić.
- Przydzielanie nagród ministrom, którzy zostali zdymisjonowani, jest dla wielu Polaków nietaktem. Jak pan to ocenia?
- Właśnie. Przy okazji tej kwestii powstaje pytanie, z jakiej racji odwołani urzędnicy mają być wynagradzani. Oczywiście PiS nie używa słowa "dymisja". Dla partii rządzącej była to rekonstrukcja. Jednak w głowach Polaków rodzi się sprzeczność dotycząca zasadności gratyfikacji w stosunku do ministra, który został relegowany z resortu. Ktoś się nie sprawdził, został zastąpiony przez inną osobę i przyznano mu 80 tys. zł premii? Za tak wysoką kwotę przeciętny Polak mógłby przeżyć dwa lata. Minister może za tę sumę zakupić sobie dobre auto lub pojechać na Maderę, zabierając osobę towarzyszącą.
ZOBACZ TAKŻE: Nagrody rządu. Ponad milion zł na gabinety polityczne w 2017 roku