"Super Express": - Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera, zaprezentowała koszta propozycji wyborczych PiS i źródła finansowania. Te wyliczenia są realne czy nie?
Prof. Elżbieta Mączyńska: - Nie widziałam szczegółów i metodologii tych wyliczeń. Gdy się przyjrzeć takim propozycjom, zazwyczaj okazuje się jednak, że zgłaszający je nieco podkręcają dochody i nieco zaniżają koszty. Atakujący je przesadzają zaś w drugą stronę. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku. Warto się jednak zastanowić nad tym, co z tych propozycji jest kierunkowo słuszne.
- Platforma i znaczna część publicystów zareagowała tak, że są one "nierealne" i to się "nie spina".
- Szkoda, bo są tam rzeczy zarówno słuszne, jak i niesłuszne. Musimy też zdać sobie sprawę z tego, że zdanie "nie stać nas" nie jest już argumentem. Wpadamy bowiem w błędne koło: ludzie nie decydują się na posiadanie dzieci, bo nie mają pieniędzy. Nie można ich wesprzeć pieniędzmi, bo budżet ich nie ma. A budżet ich nie ma, bo ludzie nie mają dzieci i jest za mało ludzi w wieku produkcyjnym.
- O problemie demograficznym mówi się w Polsce od lat...
- Ale niewiele się robi. Politycy nie lubią się tym zajmować, bo oni myślą w krótkim cyklu wyborczym, 4 lata do przodu. A to są sprawy np. na 20 lat. Dopłata 500 zł dla drugiego i kolejnego dziecka jest więc kierunkowo słuszna. Diabeł tkwi w szczegółach.
- Czyli?
- Inaczej wyglądałaby pomoc obejmująca dzieci z rodzin biedniejszych, a inaczej obejmująca wszystkich. Pierwsza wersja byłaby dość realna. Oczywiście same dopłaty nie rozwiązują problemu demograficznego. Dochodzi sprawa przedszkoli, pediatrów, rynku pracy, ale może jest to dobry krok w granicach możliwości finansowych?
- Kolejną propozycją PiS jest podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł rocznie. Słuszne czy "księżycowe" i "nie da się"?
- Kierunkowo słuszne, bo wleczemy się w tej kwestii w ogonie UE. Zbyt niska kwota wolna od podatku tworzy kolejne błędne koło: zabieramy w podatkach pieniądze najbiedniejszym, a oni i tak później wymagają pomocy państwa. Oczywiście znów pytanie o szczegóły. Czy obejmiemy tą kwotą wolną tych nieco bogatszych?
- To byłaby przesadna rozrzutność?
- Wtedy nie byłoby nas na to stać. Ale obejmując tych nieco uboższych, czemu nie? Nawet Milton Friedman proponował "ujemny podatek dochodowy" - dopłaty dla ludzi, którzy nie osiągają odpowiednich dochodów. Do tej pory nasz system podatkowy wspierał tych nieco bogatszych, gdyż mogli korzystać z ulg podatkowych. Do ulg trzeba było jednak mieć jakiś dochód. Takie absurdy trzeba eliminować.
- Trzecim filarem propozycji PiS jest powrót do poprzedniego wieku emerytalnego.
- Tu jest gorzej. Ta propozycja idzie jednak wbrew trendom demograficznym. Polacy będą żyli coraz dłużej, a nawet przy naszej kulejącej służbie zdrowia będą żyli coraz zdrowiej. Warto tu jednak podkreślić, że złe jest mówienie o wieku emerytalnym generalnie. Inny będzie realny wiek emerytalny dla dziennikarza czy naukowca, a inny dla pracowników fizycznych. Warto byłoby pomyśleć nad uealstycznieniem wieku emerytalnego stosownie do sytuacji danej grupy zawodowej. Sensowny jest pomysł przechodzenia na emerytury po zgromadzeniu kapitału albo przepracowaniu liczby lat.
- PiS proponuje źródła finansowania tych pomysłów. Głównie przez "uszczelnienie systemu podatkowego". O uszczelnieniu mówiły chyba wszystkie partie przejmujące władze i to nigdy nie wychodziło. To jest realne, czy to taki dyżurny mit wyborczy?
- To jest wielki problem. Wymaga nowej filozofii podatkowej, która wcale nie musi przysporzyć politykom wyborców. Wyciekanie podatków, a zwłaszcza VAT, jest też problemem globalnym. W przypadku VAT mamy złodziejstwo podatkowe przybierające charakter międzynarodowy, podobnie jak unikanie podatku dochodowego, który ma coraz mniejsze znaczenie. W Polsce nie ustało tempo wzrostu gospodarczego, a wpływy do budżetu z podatku dochodowego od przedsiębiorstw nie rosły! Oznacza to, że przedsiębiorstwa coraz lepiej manipulują, czyli optymalizują swoje podatki. Poziom komplikacji przepisów w Polsce niestety skłania do manipulacji.
- PiS proponuje właśnie wprowadzenie podatku obrotowego dla dużych sieci handlowych. Wielu twierdzi, że w Unii Europejskiej to niemożliwe.
- Coraz więcej krajów UE ma z tym problem i podejrzewam, że każdemu kolejnemu rządowi, jakikolwiek by był, będzie coraz łatwiej temu przeciwdziałać. Unia akceptuje sytuację, w której sklepy wielkopowierzchniowe oficjalnie nie wykazują zysku. To nienormalne, przecież to nie są organizacje charytatywne! Rząd nie może mówić, że tego "nie da się zrobić", ale zastanowić się, w jaki sposób to wprowadzić i wspierać zmianę klimatu w UE w tej sprawie. Propozycja 1-2 proc. takiego podatku nie byłaby niczym złym.
- Beata Szydło zaproponowała też "podatek bankowy". Politycy PiS doprecyzowali, że chodzi o ten podatek od transakcji bankowych...
- Dobry pomysł, który sprowadza się do tzw. podatku Tobina. Ten amerykański noblista stwierdził, że warto opodatkować coraz większą liczbę transakcji, których celem jest tylko spekulacja. Część krajów w UE już ten podatek wprowadziła, ale wciąż niezbyt wysoki, sięgający ułamków procenta. Jest to jednak realna propozycja.
- Na którą, podobnie jak w przypadku podatku od sieci handlowych, przeciwnicy odpowiadają, że nierealna, albo że koszty spadną na klientów.
- Strachy na lachy. W przypadku banków i sieci handlowych mamy wolny rynek i banki, które zaczęłyby przekładać koszty na klientów, tych klientów by straciły. Tego nie zaryzykują. Tym bardziej że mamy tu doczynienia z deflacją, a więc spadkiem cen, gdyż popyt nie nadąża za podażą. Gospodarka rynkowa to system interesów wzajemnych.