"Super Express": - W relacjach medialnych raport z likwidacji WSI miał być tłumaczony na język rosyjski przez niepowołaną do tego osobę jeszcze przed jego upublicznieniem. Według niektórych opinii ta sprawa każe zastanowić się nad osobą Antoniego Macierewicza.
Prof. Andrzej Zybertowicz: - Należy zapytać wszystkich dziennikarzy, którzy w roli eksperta zapraszają Stanisława Cioska, b. ambasadora Polski w Rosji, jak odnoszą się do materiałów zawartych w książce Mariana Zacharskiego "Rosyjska ruletka" wydanej w 2010 r. Podane tam informacje stanowią poważniejsze poszlaki do mówienia o kimś, że jest ruskim agentem, niż to, co wystarczyło Jackowi Żakowskiemu i Tomaszowi Lisowi, by mówić tak o Antonim Macierewiczu. Skoro Żakowski wzywał Macierewicza, żeby zadzwonił do redakcji i się tłumaczył, to dlaczego TOK FM nie poprosił Cioska, by wyjaśnił swoje dziwne zachowania opisane przez Zacharskiego.
- Ale może Antoni Macierewicz powinien porozmawiać z Jackiem Żakowskim i to wyjaśnić?
- Akurat z Żakowskim nie - pompuje on temat nieproporcjonalnie do posiadanych informacji. Ale generalnie mógłby udzielić jakiejś szerszej wypowiedzi. Standardy, których nieprzestrzeganie niedawno nazywano dziką lustracją, teraz są bez żenady stosowane przez ikony dziennikarstwa III RP.
Przeczytaj: Raport Macierewicza z likwidacji WSI tłumaczony na rosyjski
- Antoni Macierewicz nie odbierał od nas telefonu. Czy nie podszedł do sprawy zbyt nonszalancko? Mówił o "zapisywaniu się do Ruchu Palikota", kpił o "rozwożeniu raportu kawalkadą słoni".
- Zareagował proporcjonalnie do kalibru podanych informacji.
- Jak jest z tym raportem? Trafił w niepowołane ręce przed upublicznieniem?
- Nie wiem. Gdzie są dowody? Spór toczy się o to, czy trafił do tłumaczenia przed odtajnieniem, czy po. "Wprost" napisał, że przed. Macierewicz powiedział, że po. Spotkał się pan z jakimś dowodem, który rozstrzyga spór?
- Jacek Żakowski napisał, że przecieki z raportu ukazywały się w mediach już jesienią 2006 roku, a raport został odtajniony w lutym 2007.
- Ale linków ani cytatów nie podał. Pamiętam, że były informacje o tym, co w raporcie może się znaleźć. Przecieki mówiące, nad czym Komisja Weryfikacyjna pracuje. Ale nie pamiętam, by zacytowano choć jedno zdanie, które znalazło się w raporcie. Doradzałem w pracach nad raportem i pamiętam, że do ostatniej treść uzupełniano, poprawiano.
- Wiceminister obrony Czesław Mroczek podał, że publikacja przeprosin i wypłata odszkodowań kosztowały jak dotąd ministerstwo ponad 1 mln złotych...
- To temat na inną rozmowę. Chcę tylko przypomnieć, że po r. 1992 MSW przepraszało osoby z tzw. listy Macierewicza, w tym Michała Boniego, który potem się przyznał, że jednak był TW. Ministerstwo hurtowo poszło na ugodę.
- Takie informacje z MON to argument, że przy powstawaniu tego raportu mogło dochodzić do nieprawidłowości. A jeśli były nieprawidłowości w jednym miejscu, to mogły być i w innym.
- Przy powstawaniu dowolnego dokumentu może dojść do nieprawidłowości. Akurat te przegrane procesy nie są na to dowodem.
- Formułowany jest zarzut, że raport trafił na tzw. osiedle rosyjskie...
- Ale co to znaczy osiedle rosyjskie? To kolejne pojęcie puszczone w obieg po to, żeby tworzyć aurę. Ono niewiele znaczy.
- Antoni Macierewicz powinien wytoczyć proces "Wprost", tak jak to zapowiadał?
- Nie wiem. Może najpierw powinien być wezwany przez sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych. A jeśli operacja z tłumaczeniem raportu na rosyjski miała wymiar operacyjny, którego nie wolno upubliczniać? Nie wiem, czy tak jest, ale najpierw komisja powinna wysłuchać min. Macierewicza. Komisja może szczegółów nie ujawnić, ale może podać, czy wyjaśnienia były zadowalające czy nie. A poza tym, skoro jest takie poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, to sprawę podejrzeń wobec Macierewicza powinna prowadzić SKW lub ABW, a nie dziennikarze.
Prof. Andrzej Zybertowicz
Socjolog, UMK w Toruniu