nigdy nie przyznał się do winy

Były prezydent dostał wyrok za zabójstwo! Ciało zamordowanego 34-latka odnaleźli grzybiarze. Wstrząsające kulisy!

Ciało znalezione 18 sierpnia 2008 przez grzybiarzy koło Będzina nie zostawiało wątpliwości. Mężczyzna zmarł od ciosów nożem. Był to 34-letni Lech Frydrychowski, doktorant i magister socjologii. Podejrzenie padło na Jerzego Gołubowicza, byłego prezydenta Zabrza.

Prezydent Gołubowicz miał w szafie trzy garnitury

Lech Frydrychowski nie należał do osób, które rzucały się w oczy. Był raczej człowiekiem zamkniętym w sobie. Dorabiał w Hiszpanii na zbiorach truskawek. Jakich mógł mieć wrogów? Tak brzmiało pierwsze pytanie śledczych. Morderca nie zostawił na miejscu zbrodni żadnych śladów.

Pierwszy trop zaprowadził policję do matki mężczyzny. To wtedy historia zaczęła się komplikować. Kobieta bez chwili wahania rzuciła podejrzenie na Jerzego Gołubowicza, z którym kiedyś – zanim został prezydentem Zabrza (2002-2006) – prowadziła księgarnię. To wówczas miał się zaprzyjaźnić z jej synem.

Ale z Gołubowiczem sprawa jest niejasna. Z jednej strony wysoka pozycja społeczna – zanim wybrano go na prezydenta, był wykładowcą na Politechnice Śląskiej oraz zastępcą dyrektora Instytutu Podstaw Inżynierii Środowiska PAN w Zabrzu. Z drugiej strony całkiem niezła pensja. A w szafie miał zaledwie trzy garnitury.

- Wszystkie pieniądze pchał w dom swój, potem córki, drugiej kupił mieszkanie

– przyznawał jego przyjaciel.

Jerzy Gołubowicz poprosił o pomoc i sprawy wymknęły się spod kontroli?

O gangach pseudokibiców z Zabrza wciąż krążą legendy. Ponoć sięgali swoimi mackami do większości śląskich miast, a rozbicie w zeszłym roku Torcidy, której przewodził Krzysztof S., stanowiło wielki sukces prokuratury. Hurtownik książek, który swojego czasu współpracował z księgarnią Jerzego Gołubowicza i Alicji Frydrychowskiej, wspominał podczas przesłuchania, że w „Głosie Zabrza” po zabójstwie pojawił się artykuł pod tytułem: „My – chłopaki pomagaliśmy tam prezydentowi”.

Dawni współpracownicy prezydenta Gołubowicza zgodnie go bronią. Przede wszystkim wspominają mężczyznę jako spokojnego, taki typ naukowca. Ale od pewnego czasu miał robić wrażenie zdesperowanego. Czuł się osaczony. Frydrychowski czaił się na niego, aby odzyskać ogromny dług. Czy Jerzy Gołubowicz mógł poprosić o pomoc chłopców z zabrzańskiego gangu i wtedy sprawy wymknęły się spod kontroli? 

Lech Frydrychowski zarobił ćwierć miliona zbierając w Hiszpanii truskawki

Kwestia długu jest skomplikowana. Przede wszystkim krążą plotki, że Jerzy Gołubowicz miał problem. Tym problemem miał być hazard. Bo Frydrychowski nie był jedyną osobą, której prezydent wisiał kasę. Jednak nie były to kwoty sięgające setek tysięcy, jak w przypadku doktoranta.

W 2005 roku „Głos Zabrza i Rudy Śląskiej” ujawnił, że syn dawnej wspólniczki Gołubowicza jest jego wierzycielem i próbuje od kończącego kadencję prezydenta odzyskać kwotę ponad ćwierć miliona złotych. Podobno Frydrychowski regularnie nachodził Gołubowicza.

- Kiedyś Frydrychowski wpadł do mnie do gabinetu, chciał, żebym zrobił coś, bo go G. nie chce przyjąć. Był nachalny

– opowiadał „Rzeczpospolitej” jeden z urzędników magistratu.

Na sali sądowej w sprawie długu pojawiło się fundamentalne pytanie: skąd magister socjologii ma takie pieniądze? Odpowiedź była zaskakująca. Podobno zarobił je na truskawkach w Hiszpanii i trzymał ćwierć miliona w bieliźniarce. Jego matka zeznała, że Lech lubi hazard.

Dług Gołubowicza urósł z 25 tysięcy do 900 tysięcy złotych

W trakcie procesu o zabójstwo Jerzy G. zeznał, że w 2004 roku pożyczył od Frydrychowskiego 25 tys. złotych bez odsetek.

- Zapytałem, w jaki sposób zalegalizuje pożyczkę, a on, że przecież sobie ufamy. Dał mi pieniądze bez żadnego pokwitowania. Jednak po kilku miesiącach, we wrześniu 2004 r., kiedy pożyczka była już spłacona, chciał sformalizować umowę. Przyniósł druk, który wypełniłem pospiesznie in blanco.

Miesiąc później dług znacznie urósł. A potem urósł ponownie. Sąd uznał, że Gołubowicz jest winny 900 tysięcy złotych. Ruszyło postępowanie komornicze.

Nie mogąc odzyskać od byłego prezydenta takich pieniędzy, Frydrychowski zaczął zbierać na niego brudy, a w rozmowach z dziennikarzami zapewniał:

- Zobaczy pan jeszcze, panie redaktorze, jakie sprawy z tego powychodzą

W grę wchodziły przekręty z miejskimi lokalami z czasów prezydentury, lecz nie tylko. I choć brzmiał na pewnego siebie, panicznie bał się o życie. Z domu nie wychodził bez psa. Najczęściej w towarzystwie kolegi.

Na kilka godzin przed śmiercią Lecz Frydrychowski był pewien odzyskania długu

45-letni kolega Frydrychowskiego w procesie o zabójstwo zeznał, że w trakcie spaceru Lech Frydrychowski wyznał, iż 18 sierpnia 2008 roku Gołubowicz ma oddać ćwierć miliona. W ostatnim telefonie do matki, wykonanym 17 sierpnia na kilka godzin przed śmiercią, Lech zapewniał, że prezydent zebrał tę kwotę.

Wiele poszlak wskazywało, że były prezydent był uwikłany w śmierć Lecha, lecz śledczym brakowało jednoznacznych dowodów. Tych dostarczyły dopiero bilingi, z których wynikało, że Gołubowicz 17 sierpnia wielokrotnie kontaktował się z trzema numerami. Jeden z nich należał do mechanika samochodowego Tomasza L., dobrego znajomego hurtownika książek.

Tomasz L. zeznał, że wykładowca Politechniki Śląskiej poprosił go o pomoc w załatwieniu problemu z wierzycielem. Mechanik podrzucił mu dwóch chłopaków, którzy mogli potrafić zmusić Frydrychowskiego do umorzenia długu. Spotkanie w lesie koło Będzina miało się odbyć pod pretekstem pomocy w napisaniu doktoratu. Około 17:00 Lech Frydrychowski leżał już związany, a Tomasz L. z kolegami zostawili go ze zleceniodawcą. Za fatygę każdy dostał po tysiąc złotych.

Jerzy Gołubowicz czuł się bohaterem Kafki, nigdy nie przyznał się do winy

Nawet w obliczu tego zeznania były prezydent Zabrza nie przyznał się do winy. Przedstawił także solidne alibi. 17 sierpnia był na Opolszczyźnie, gdzie robił dokumentację fotograficzną zniszczeń po trąbie powietrznej. Kiedy policja ustaliła, że jego komórka logowała się w pobliżu miejsca zbrodni, odpowiedział:

- Widocznie ktoś sklonował kartę SIM w moim aparacie telefonicznym. Mogło to się zdarzyć wówczas, kiedy w roztargnieniu zostawiłem niezamknięty samochód pod blokiem, gdzie mieszka córka

Zdaniem biegłego nie wchodziło to w grę.

W kwietniu 2016 roku Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Jerzego Gołubowicza na karę 25 lat więzienia, a rok później wyrok utrzymał Sąd Apelacyjny. Zanim były prezydent ponownie trafił za kratki, udzielił wywiadu dziennikarce „Nowin Zabrzańskich”.

- Czuję się jak główny bohater powieści Kafki dla prokuratury i sądu ważne było tylko to, że mieli wróbla w garści – byłego prezydenta Zabrza. Założę się, że wciąż można znaleźć listy nagród dla policjantów, prokuratorów, pracujących w tym śledztwie. (…) Mnie tam nie było

– powiedział zdruzgotany wyrokiem.

- Za Frydrychowskim ktoś stał i wcale nie chodziło o tę nieszczęsną pożyczkę. Według mnie chodziło o wielkie interesy, na które Jerzy G. jako prezydent zgodzić się nie chciał. Mówił o tym, ale nikt nie chciał go słuchać

– mówił w artykule „Rzeczpospolitej” jeden bliskich pracowników Jerzego Gołubowicza z czasów pracy w urzędzie. A może Lech Frydrychowski dotarł do jakichś niewygodnych faktów i ktoś postanowił się go pozbyć, wrabiając w zabójstwo byłego prezydenta?

Nigdy nie dowiemy się, czy poznaliśmy fakty o zabójstwie Frydrychowskiego

Jerzy Gołubowicz zmarł 7 sierpnia 2024 roku w wieku 77 lat. Informację o jego śmierci przekazał Urząd Miejski w Zabrzu.

Wyrazy współczucia rodzinie i bliskim z powodu śmierci Pana Jerzego Gołubowicza, Prezydenta Miasta Zabrze w latach 2002-2006, składa Prezydent Zabrza Agnieszka Rupniewska wraz z Kierownictwem Urzędu Miejskiego w Zabrzu

– napisano na stronie magistratu.

Mężczyzna odsiadujący wyrok pozbawienia wolności do samego końca nie przyznał się do zarzucanego czynu. Dlatego nigdy nie dowiemy się, czy poznaliśmy wszystkie fakty w sprawie zabójstwa Lecha Frydrychowskiego.

Listen on Spreaker.