Do samego końca – mojego lub jej
Skończyły się opowieści o sukcesji w PiS. Jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński – nie po raz pierwszy zresztą – przekonywał, że pora odejść z roli prezesa i w przyszłorocznych wyborach partyjnych nie wystartuje. Niedawno ogłosił, że dla dobra partii i Polski jednak zmienia zdanie. Teraz docierają informacje, że miał na zamkniętym spotkaniu partyjnym mówić, że nie chce odchodzić jako przegrany i będzie prezesem PiS, póki nie pokona Tuska.
Prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy?
Ludowa mądrość, wyrażona kiedyś przez Leszka Millera, mówi w końcu, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Żaden polityk nie chce żegnać się z wielką polityką jako przegrany. Zwłaszcza Kaczyński nie chce być tym, który przegrał z Tuskiem i to on ma ostatnie słowo w personalnym sporze, który już prawie 20 lat nadaje ton polskiej polityce. Problem w tym, że na szybki powrót PiS do władzy się nie zapowiada i zanim Kaczyński doczeka się swojego zwycięstwa partia, która ma być wehikułem jego politycznej zemsty albo się rozsypie, albo zmarginalizuje. A Kaczyński będzie trwał na straży prawicy jak Franz Maurer na straży Rzeczypospolitej – do samego końca. „Mojego lub jej”.
Dogmat o nieomylności prezesa upadł
Kaczyński nie składa broni także z innego powodu – jego zapowiedź odejścia z roli lidera partii otworzyła wrota piekieł i dodała animuszu tym, którzy krytykują Kaczyńskiego i dla dobra prawicy chcieliby jego odejścia. W partii wodzowskiej, jaką jest PiS, jest trochę jak w państwie autorytarnym – wódz ma legitymizację do rządzenia tylko dopóki wszyscy w jego jedynowładztwo wierzą lub nie widzą dla niego alternatywy. Kaczyński możliwość innego przywództwa sam dopuścił i to w momencie, kiedy politycy PiS i ludzie ze środowiska pisowskiej prawicy zaczęli sobie wyobrażać partię bez wiodącej roli prezesa. Podkopało to równowagę systemu i gwarantujący jego stabilność dogmat o nieomylności Jarosława Kaczyńskiego.
Okoliczności się zmieniły, a Kaczyński nie
Skoro w zatęchłe życie partyjne wpuszczono już świeże powietrze, trudno będzie powrócić do status quo. Nawet z wiecznym przywództwem Kaczyńskiego. Historia zna w końcu wielu królów bez królestw i władców bez poddanych. Problem z Kaczyńskim polega na tym, że nie wygląda na człowieka, który mógłby wymyślić PiS na nowo i sprawić, że stanie się atrakcyjną partią nie tylko dla wyborców, ale i potencjalnych koalicjantów. A nie da się być być partią walczącą o władzę, jeśli nie reaguje się na zmieniające się okoliczności. Okoliczności się zmieniły, a Kaczyński wierzy, że stary numer mu się uda: zradykalizuje partię, odrzuci niepewne skrzydła, ochroni swoją władzę w partii i poczeka na sprzyjające okoliczności. Czas jednak nie gra na korzyść Kaczyńskiego i jego wizji PiS. Dziś obrał kurs na wieczne trwanie w polityce i jednocześnie wieczne bycie opozycją.
ZOBACZ W GALERII ZDJĘĆ, JAK MIESZA TUSK