Jak wspomina premier, sam znalazł się pod silną ręką trenera, który zajmował się wówczas szlifowaniem talentów spośród polskiej młodzieży. „Do sekcji wrocławskiego klubu tenisa sportowego „Burza” trafiłem w 1980 roku, trochę z przypadku. Od najmłodszych lat kochałem raczej „kopanie w nogę” z kolegami, pływanie i jazdę na rowerze. Byłem raczej aktywny fizycznie – czytamy na Instagramie. Mateusz Morawiecki odnosi się też do czasu strajków i stanu wojennego, kiedy Zygmunt Sutkowski zaproponował mu pomoc wykraczającą poza sport. „Pan Zygmunt Sutkowski wiedział, że mój śp. Ojciec ukrywał się i widział jak od czasu do czasu obrywałem na demonstracjach od zomowców. Kiedyś powiedział mi, że jakby trzeba było, to mogę spać u niego w domu. To był odruch prawdziwego mentora, którego autorytet wykraczał poza sport." - pisze Morawiecki.
W liście upamiętniającym Zygmunta Sutkowskiego są też wspomnienia stricte sportowe. "Upór, z jakim podchodziłem do treningów, zaowocował pewnymi sukcesami sportowymi. Być może osiągnąłbym więcej, gdyby nie przegrana z przeciwnikiem, którego zlekceważyłem. To była dla mnie sroga nauczka na przyszłość, by nikogo i nigdy w żadnej sytuacji nie lekceważyć. Zakończenie tej mojej przygody to przełom 1983 i 84 r. Moja droga sportowa urwała się przed dekadami, a jednak pan Zygmunt Sutkowski pozostaje żywy w mojej pamięci. Zapamiętam go jako człowieka z pasją, pełnego serca do sportu i ludzi. Zostawił wielu uczniów. Dziękujemy.” – czytamy na profilu społecznościowym premiera Morawieckiego.