Sławomir Jastrzębowski: Powrót przemysłu pogardy?

2011-02-12 3:45

Nie minął jeszcze rok od śmierci Lecha Kaczyńskiego. To, że wiele różnych mediów i tak zwanych autorytetów niszczyło go za życia w sposób zaplanowany i systematyczny, jest faktem. Wolały skupiać się na śmiesznostkach, niedociągnięciach, wykpiwały każdy gest i słowo, zamiast oceniać jego pracę, chęci, wysiłki, osiągnięcia.

Wykpiwanie Lecha Kaczyńskiego stało się w niektórych środowiskach modne, wręcz obowiązkowe. Po tragedii z 10 kwietnia optyka nieco się zmieniła. Okazało się, że były prezydent miał jednak sporo zalet, że był lubiany przez wielu znanych ludzi, że był wykształcony, zrobił sporo dobrego i miał wspaniałą żonę. Działalność tych, którzy bezlitośnie go niszczyli nawet bez żadnego wyraźnego powodu, kilku publicystów nazwało przemysłem pogardy. Jest oczywiste, że przemysł pogardy miał swoje polityczne uzasadnienie...

Przeczytaj koniecznie: Sławomir Jastrzębowski: Czy Kaczyńskiego inwigilowały służby?

Dziś "Super Express" opisuje słynną już niestety przygodę prezydenta Bronisława Komorowskiego z parasolem w czasie wizyty w Polsce Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy'ego. Komorowskiego obwiniono i obśmiano w Polsce i Europie za to, że nie zadbał o swojego gościa z Francji, że w czasie deszczu nie zapewnił mu parasola nad głową. Że na Sarkozy'ego lało, kiedy prezydent Polski miał sucho. Nietakt, obciach i gafa na cały świat tego Komorowskiego. Tylko że to nieprawda. Dziś "Super Express" ujawnia, że to sam Sarkozy nie chciał, żeby ktoś stał za nim z parasolem, bo na tle ochroniarza z tyłu widać, że jest niski. A Sarkozy ma kompleks Napoleona. Ci więc, którzy z tej okazji wydrwiwali Komorowskiego, powinni to odszczekać. Nie odszczekają, ale może zastanowią się, czy sami nie wprowadzają nowego przemysłu pogardy. Niszczenia nawet bez powodu kolejnego polskiego prezydenta.