Nie mam pojęcia, jakim cudem do tego doszło, ale lewicowi i liberalni dziennikarze, a także politycy niemal zwariowali na punkcie posła Czarnka, który stał się dla nich głównym tematem polskiego życia politycznego. Była o nim połowa tekstów i programów w najpopularniejszych mediach. I żeby wszystkich dobić, kiedy zainteresowanie nim już się nieco ustabilizowało – tadam! – minister Czarnek okazał się zarażony koronawirusem. I kto wie, ilu jeszcze ministrów i współpracowników mógł nim zarazić.
Nie dało się Kaczyńskiego i rekonstrukcji przykryć bardziej. Żeby to zrobić, minister Czarnek musiałby chyba przybyć na zaprzysiężenie w futrze z norek, jedząc nadzianego na patyk nietoperza z Wuhan. Oczywiście bez maseczki.
Zaczynam mieć przekonanie na granicy pewności, że Przemysław Czarnek jest najlepszym od lat posunięciem PR-owym i politycznym Jarosława Kaczyńskiego. Jego pojawienie się w rządzie odbiera Solidarnej Polsce i Zbigniewowi Ziobrze jeden z ostatnich terenów, na których mogliby budować w kontraście do PiS swoją rozpoznawalności pozycję w oczach wyborców. Jego pojawienie się w rządzie odbiera przede wszystkim zdrowy rozsądek i resztki równowagi sporej części polityków i dziennikarzy.
W końcu, jakie znaczenie ma jakiś budżet, podatki, reformy, gospodarka, polityka zagraniczna, wewnętrzna, nowe ustawy, prawo pracy, emerytury i podobne duperele, skoro poseł Czarnek coś tam rok czy pół roku temu powiedział?