Piotr Duda w "Super Expressie": Pójście za Gowinem może się źle skończyć

2014-08-21 4:00

Moim zdaniem Jarosław Gowin powinien zastanowić się, czemu ma tak nikłe poparcie, mówi w "Super Expressie" Piotr Duda.

"Super Express": - Boi się pan Gowina?

Piotr Duda: - Nie. Mamy dobre relacje, ale nie zgadzam się z programem społeczno-gospodarczym lansowanym przez jego partię. Moim zdaniem Jarosław Gowin powinien zastanowić się, czemu ma tak nikłe poparcie.

- Pan jak myśli?

- Po prostu jego liberalny program nie jest akceptowalny przez polskie społeczeństwo.

- Dla niego więcej liberalizmu to odpowiedź na bolączki Polski. Tak rozumie świat.

- Nie bardzo wiem, jak Jarosław Gowin może pogodzić swój liberalizm z przywiązaniem do wartości chrześcijańskich. Zarówno Jan Paweł II, jak i ks. Popiełuszko mówili o podmiotowości człowieka i pracownika. Gowin chce wprowadzić jeszcze większą elastyczność w zatrudnieniu, co faktycznie zrobi z pracownika niewolnika i uprzedmiotowi go w ten sposób. Jak w tym mieści się nauczanie papieża? Tego nie rozumiem.

- Cieszy się pan jednak ze zjednoczenia prawicy. Wierzy pan, że jeśli dojdzie ona do władzy, będzie prowadzić prawdziwie prospołeczną politykę, a nie kontynuować liberalną linię ostatnich 25 lat?

- Politycy PiS powinni zdawać sobie sprawę z tego, że liberalna formuła rządzenia w Polsce się skończyła. Mam wrażenie, że i PiS, i Solidarna Polska to rozumieją. Zmiana tej postawy i pójście za Jarosławem Gowinem może się dla prawicy źle skończyć. Ludzie mają już bowiem serdecznie dosyć nieliczenia się z ich potrzebami i interesami. Zresztą Solidarność będzie znów przypominać, kto jakie ma poglądy na sprawy pracownicze. Będziemy kontynuować akcję "Sprawdzam polityka" i pokażemy, jak poszczególni ludzie głosowali w kwestii choćby wieku emerytalnego.

- Będziecie wypominać PiS jego rządy, które z założenia miały być wyrazem Polski solidarnej, a okazały się bardzo liberalne?

- Proszę sobie przypomnieć, kto wtedy faktycznie był twarzą polityki gospodarczej rządu. Kazimierz Marcinkiewicz, Paweł Poncyljusz, Paweł Szałamacha - to byli liberałowie. Mam nadzieję, że PiS tego błędu więcej nie popełni. Wygraną w wyborach będą zawdzięczać socjalnemu programowi i niech o tym pamiętają. Jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego po przejęciu rządów będzie przyjmować zapowiadane przez nią rozwiązania propracownicze, to wróżę jej dobrą polityczną przyszłość.

- Patrząc jednak na kadry PiS, nie widzę tam ludzi od gospodarki z wrażliwością społeczną. To głównie twardzi liberałowie - Beata Szydło, wspomniany Szałamacha. W eksperckiej orbicie tej partii są Zyta Gilowska, prof. Rybiński, prof. Modzelewski czy ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha. Trudno oczekiwać, że wbrew sobie będą robić prospołeczne reformy. To tak jakby pana zatrudnić do wdrażania polityki neoliberalnej.

- W PiS nie brakuje jednak ludzi, którzy widzą ważną rolę polityki prospołecznej. Też nie chodzi o to, żeby w Polsce budować socjalizm. Trzeba pogodzić to z rozwiązaniami liberalnymi. My jako związkowcy to rozumiemy. Nieraz dogadujemy się z pracodawcami i jesteśmy skłonni do wyrzeczeń, żeby uratować firmę. Ale nie można pozwolić, żeby robić z naszego kraju enklawę XIX-wiecznego kapitalizmu. W konstytucji mamy zapisane, że nasza gospodarka opiera się na modelu społeczno-rynkowym. Chodzi o to, żeby była równowaga, a nie tak jak teraz - mamy 99 proc. rynku i 1 proc. polityki prospołecznej.

- Nie boi się pan, że stawiając na PiS jako siłę prospołeczną, może się pan srodze zawieść?

- PiS ma konkretny program, w którym są postulowane przez nas korzystne dla pracowników rozwiązania, i wierzę, że zostanie to wprowadzone w życie. Jeśli PiS nie dotrzyma złożonych obietnic, będziemy go traktować jak inne partie, które słowa nie dotrzymują.

- Zostawmy to, co może się wydarzyć, przejdźmy do tego, co się dzieje. Przedsiębiorcy żalą się, że ZUS męczy ich kontrolami umów o dzieło i kwestionuje tę formę zatrudnienia, każąc im płacić zaległe składki za ostatnie 5 lat. Jako związkowiec, który przy okazji jest przedsiębiorcą, ma pan wątpliwości co do działań ZUS?

- Jeśli kwestionuje się umowy, które do tej pory nie budziły zastrzeżeń, to nie rozumiem działań ZUS. Ale jeżeli na umowie o dzieło trzyma się pracowników, którzy według przepisów powinni być zatrudnieni na umowę o pracę, to sprawa jest jasna - pracodawcy mogą mieć pretensje tylko do siebie. Skoro omijają prawo i nie płacą składek za pracowników, to muszą ponosić za to konsekwencje. Na razie system emerytalny mamy w Polsce powszechny i nie można mieć pretensji do ZUS, że robi kontrole. Jako pracodawca też muszę liczyć każdą złotówkę. Wiem, że ta złotówka podwyżki dla pracownika to dodatkowe 85 gr składek. Takie są jednak przepisy i trzeba się z nich wywiązywać.

- Pracodawcy żalą się, że ZUS jest gorszy niż kryzys...

- Wiemy doskonale o tym, że umowy śmieciowe są w Polsce nadużywane. W ten sposób pozbawia się pracowników prawa do płatnego urlopu, płatnego zwolnienia lekarskiego, dostępu do Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. To wszystko ubezwłasnowolnia pracownika. Nie jestem zwolennikiem całkowitego zniesienia umów o dzieło i zleceń w tych obszarach, gdzie rzeczywiście mamy do czynienia z takimi formami świadczenia usług. Ale pracodawcy, wykorzystując prawo, doprowadzili do patologii na rynku pracy i dobrze, że ZUS z tą patologią chce walczyć.

- Ta patologia to dla pracodawców forma wolności gospodarczej. Nie chcą, żeby państwo niszczyło im biznes.

- Ci pracodawcy, którzy tak lamentują, byli pierwsi do podnoszenia wieku emerytalnego, by ratować finanse ZUS. To są też pierwsi, którzy chcą mieć pracownika młodego, zdrowego, wydajnego i takiego, za którego nie chcą płacić składek. Tylko kto temu pracownikowi będzie płacił składki? Wygląda na to, że państwo polskie ma kredytować i dofinansowywać biznes, biorąc na siebie wypłacanie przyszłych emerytur.

- Zbliża się kolejna rocznica Porozumień Sierpniowych. Nie ma pan wrażenia, że została ona zawłaszczona jako święto ukonstytuowania się elit politycznych, a nie robotniczego zrywu, którym de facto była pierwsza Solidarność?

- Faktycznie zaczyna to wyglądać jak rocznica zrywu politycznych celebrytów, a nie robotników. Zapomina się, kto i o co walczył w sierpniu 1980 roku. Przecież wszystko zaczęło się od ogólnopolskich protestów pod hasłem "pracy i chleba". Robotnicy mieli marzenia i przelali je na papier w postaci 21 postulatów. Dziś ci, którzy chcą te postulaty realizować, czyli Solidarność, są zwalczani, bo one dla obecnej władzy są nieważne - trzeba na siłę budować gospodarkę rynkową.

- Zapomina się chyba zbyt często, że ta pierwsza Solidarność była ruchem przede wszystkim prospołecznym i socjalnym, a dopiero w drugim rzędzie formacją polityczną walczącą z systemem komunistycznym.

- Nie ma pierwszej, drugiej czy trzeciej Solidarności. Jest jedna, która powstała w 1980 roku i trwa nadal. I co najważniejsze, była i jest przede wszystkim związkiem zawodowym. Dzisiaj wszyscy cieszą się z 25 lat wolności, ale zapominają o genezie tej wolności. I w 1980, i 1988 roku chodziło przede wszystkim o wolność zrzeszania się w związkach zawodowych niezależnych od pracodawców i polityków. A że później ogarnęło to cały kraj, Europę i świat to dobrze. Niemniej istota tych wydarzeń była zupełnie inna.

Zobacz też: PiS ma już POMYSŁA NA RZĄD: PREMIER Kaczyński postawi na bezpartyjnych?

Zobacz: Zjednoczenie prawicy: Prezes wziął pod skrzydła Ziobrę i Gowina