Do naszej naznaczonej cierpieniem i tragediami historii ze smutkiem dodać musimy nową datę - 10 kwietnia 2010 roku. W sobotni poranek o godz. 8.56 zdarzyło się coś, co wydarzyć się oczywiście nie mogło i w co trudno uwierzyć do teraz. Bóg zabrał do siebie najlepszych. Doświadczonych, mądrych, troszczących się o dobro naszej ojczyzny. Nie wiemy, po co i dlaczego to zrobił. Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. W zamian znamy i czujemy olbrzymią, ziejącą po nich wyrwę. Znamy i czujemy rany, które goić się będą przez pokolenia.
A jednak tragedia ta otworzyła nasze serca. Pogrążeni w żałobie, w bólu, w poczuciu olbrzymiej straty jesteśmy lepsi i mądrzejsi od nas samych codziennych. Czy trzeba wciąż jeszcze tragicznie umierać, by zyskać szacunek własnego narodu? Ilu z nas dopiero teraz dostrzegło wielki patriotyzm i takąż samą osobowość człowieka, którego my sami wybraliśmy na swojego prezydenta? Przecież nie zmienił się od sobotniego startu z Okęcia samolotu Tu-154M. To my się zmieniliśmy. Czy będziemy mądrzejsi na zawsze, czy jedynie na tydzień narodowej żałoby?
Jak niewyobrażalnie in plus zmieniły się w ciągu tych kilkudziesięciu zaledwie godzin nasze relacje z Rosją i Rosjanami. Wielka w tym zasługa Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa i ich zachowań, które nie były na pokaz. Ale większa jeszcze zasługa rosyjskich dziennikarzy i tysięcy zwykłych ludzi, którzy zapalali znicze, przynosili kwiaty pod naszą ambasadę i razem z nami płakali pogrążeni w autentycznej żałobie.
Komentator Echa Moskwy Matwiej Ganapolski wypowiedział po katastrofie naszego samolotu słowa niezwykłe: "Wybaczcie, że kolejne nieszczęście przyniosła wam Rosja". Czy można być bliżej siebie w wielkim nieszczęściu?
Od 10 kwietnia 2010 roku słowo "Katyń", do którego pielgrzymowali najlepsi z najlepszych Polaków, może nabrać nowego znaczenia. Może otworzyć zupełnie nowy rozdział między narodami polskim i rosyjskim. Może to jest sens tragedii, której nie sposób ogarnąć umysłem...