Tadeusz Płużański

i

Autor: "Super Express"

Płużański komentuje: Prezent na 4 czerwca

2018-06-02 6:00

4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm – oznajmiła aktorka Joanna Szczepkowska. 4 czerwca 2014 r. to samo zaklęcie powtórzył Bronisław Komorowski. Na placu Zamkowym prócz najwyższych władz RP gościł prezydent Obama, który też stwierdził, że „był to początek końca komunizmu – nie tylko tutaj, ale w całej Europie”.

Zaledwie kilka dni wcześniej, 30 maja, na wniosek Kancelarii Prezydenta RP odbył się państwowy pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego. A ja miałem nadzieję, że do tej największej hańby pookrągłostołowego państwa jednak nie dojdzie. Jeszcze w marcu apelowałem, aby komunistyczni dygnitarze i zbrodniarze nie byli chowani na Powązkach Wojskowych, bo na takie sąsiedztwo nie zasłużyli spoczywający obok, także w dołach śmierci polscy bohaterowie.

Na pogrzeb Jaruzelskiego przybyli niemal wszyscy ci, którzy potem świętowali upadek komunizmu. Twórcę szczytowego osiągnięcia późnej komuny, czyli stanu wojennego, żegnali prezydenci: Komorowski, Wałęsa, Kwaśniewski (ten ostatni zapowiedział dalszą walkę o dobre imię towarzysza generała).

Która III RP jest prawdziwa? Ta z placu Zamkowego czy z Powązek Wojskowych? Niestety, obie. Ale jedno jest pewne – w normalnym państwie to nie zdrajca polskiej sprawy i namiestnik okupanta byłby honorowany, ale człowiek, który z komuną walczył z narażeniem życia – płk Ryszard Kukliński. To „pierwszy polski oficer w NATO” powinien dawno otrzymać Order Orła Białego.

 

W normalnym państwie kolaboranci i zdrajcy nie mieliby swoich ulic, mieliby je bohaterowie. Tymczasem w stolicy nie będzie ulic Żołnierzy Niezłomnych: mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, Stanisława Kasznicy, ostatniego komendanta NSZ czy Mariana Bernaciaka „Orlika”. Zabraknie antykomunistów: Grzegorza Przemyka, Stanisława Pyjasa czy Wojciecha Ziembińskiego. Bardów: Przemysława Gintrowskiego i Jacka Kaczmarskiego. Pisarzy: Zbigniewa Herberta i Marka Nowakowskiego. Zamiast Alei Lecha Kaczyńskiego wróci sowiecka, przestępcza Armia Ludowa, zamiast Danuty Siedzikówny „Inki” Mały Franek (Zubrzycki) z AL, a zamiast Zbigniewa Romaszewskiego sowiecki szpieg Teodor Duracz.
Wszystko za sprawą wojewódzkiego sądu administracyjnego, który nie zgodził się na dekomunizację 37 nazw ulic w Warszawie. Uzasadnił, że wojewoda mazowiecki nie wskazał, dlaczego „symbolizują bądź propagują komunizm lub inny system totalitarny”. W normalnym państwie nie byłoby takich sądów.