"Super Express": - Nie zdecydowała się pani pójść na nadzwyczajny kongres sędziów. Dlatego, że nie uważa pani, by konieczne było takie nadzwyczajne spotkanie, czy nie zgadza się pani z formą, jaką przyjęła dyskusja?
Barbara Piwnik: - (westchnienie)... Nie byłam. Moja wizja potrzeby zmian i tego, jak te konieczne zmiany trzeba osiągnąć, nie łączy się z tym, że mogą one być wynikiem takich nadzwyczajnych spotkań.
- Oglądając to z zewnątrz, odniosłem wrażenie, że kongres sędziów zamienił się w antypisowski wiec. Może przez to, że nie przybyli przedstawiciele władz, może przez atmosferę na sali...
- Przypuszczałam, że ten kongres będzie miał właśnie taki przebieg i chciałabym się mylić, ale jak to wyglądało, mogliśmy zobaczyć w mediach... Nie chcę tego komentować.
- Sędzia Irena Kamińska z NSA stwierdziła na kongresie, że sędziowie to "zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi". Muszę przyznać, że zabrzmiało to dość groźnie. Myśli pani, że wielu sędziów ma taką opinię o sobie?
- Ja tak o sobie nie myślę i ci, z którymi współpracuję, nie postrzegają społeczeństwa w ten kastowy sposób. Mam wrażenie, że było to niefortunne określenie.
- Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że sędziowie zbierają się i walczą z rządem, bo sprzeciwiają się propozycjom zmian, karom za przeciąganie rozpraw, jawności majątków...
- To nie tak. I jako doświadczony prawnik jestem przywiązana nie do zapowiedzi zmian, ale do tego, jaki mają one kształt jako ustawa albo przynajmniej projekt ustawy, który ma być głosowany w Sejmie. I dokąd nie mogę mówić o propozycji zmian w tym kształcie, to jest to tylko gdybanie. Poczekajmy na konkrety.
- Myśli pani, że po wystąpieniach na tym kongresie, a z drugiej strony po opisaniu sędziów Sądu Najwyższego jako grupy kolesi, jakiś dialog sędziów z rządem jest możliwy?
- Myślę, że przyjdzie czas na refleksję u obu stron i kiedyś ta spokojna dyskusja jednak się odbędzie. Przecież obie strony powinny pracować dla społeczeństwa. A czemu niby służy ta eskalacja konfliktu? Nie mamy wyboru, trzeba to uspokoić.
- Przy okazji dyskusji o reprywatyzacji zwróciło moją uwagę to, że wielu sędziom nie przeszkadzało ustanawianie kuratorów dla osób, których nie widziano żywych od czasu wojny, a dziś miałyby ponad 100 lat. Co pani sobie myśli o takich sędziach?
- W sprawach cywilnych orzekałam 30 lat temu i nie chcę, żeby mi ktoś zarzucił, że tego uważnie nie śledzę, ale mam przyjemność rozmawiać z wieloma sędziami i dyskutowaliśmy także o tej sprawie. I mam nadzieję, że za jakiś czas otrzymamy wyjaśnienia w sprawie przyznawania tych kuratorów.
- Środowisko sędziowskie będzie umiało się z tego oczyścić?
- Moja wieloletnia praktyka wskazuje, że nawet po latach ujawnia się nowe fakty czy nadużycia. Nie ma przestępstw doskonałych i można się spodziewać, że jeżeli doszło do jakichś decyzji oznaczających naruszenie prawa, to dojdzie do ujawnienia i wyjaśnienia tej kwestii.
- Drążę ten temat, bo pamiętam, że nawet prof. Strzembosz przyznawał z przykrością, że środowisko sędziów po 1989 roku nie potrafiło się oczyścić samo, choć on na to liczył. Skoro nie umiało się oczyścić z ewidentnych zbrodni i przestępstw z czasów PRL, to co dopiero w sprawach bardziej błahych?
- Nie łączyłabym kwestii sprzed lat, nakładających się na inny system polityczny. To różne rzeczy. Ta dzisiejsza dotyczy własności, dużych majątków i wywołuje zrozumiały niepokój. Mam jednak pewność, że skoro zajęto się sprawą reprywatyzacji i ewentualnych nadużyć z nią związanych, to decyzje sędziów i ich zachowanie nie będą przemilczane. I sędziów broniły będą lub pogrążały jawność postępowania i ocena jakości ich pracy.
Zobacz także: Piotr Andrzejewski: Bardziej politycy niż sędziowie