Tadeusz Płużański: Pippa wygrała z papieżem

2011-05-07 14:00

Najpierw mieliśmy ślub brytyjskiej pary książęcej. W niemal wszystkich mediach informacje o Williamie i Kate przebiły inne pierwszomajowe uroczystości - nie tylko międzynarodowe święto klasy robotniczej, nie tylko siódmą rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, ale nawet beatyfikację Jana Pawła II. Ale to był w końcu "ślub stulecia".

Niepozbawiony uroku jubel w opactwie westminsterskim przyćmił również dwa następne polskie święta państwowe - 2 i 3 maja. 3 maja - to w zasadzie wiadomo - rocznica uchwalenia nowoczesnej konstytucji - nie drugiej, jak tego chciał prezydent RP, ale pierwszej w Europie. Ale 2 maja - właściwie co to za dzień?

Zwykły przerywnik między 1 a 3, bezokazyjny powód do bumelowania przed telewizorem? Nie, to Dzień Flagi. Ale jakiej flagi? - zafrasuje się ktoś. Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, naszej, biało-czerwonej. Ale czemu akurat tego dnia? Bo w 1945 biało-czerwony sztandar zawiesili polscy żołnierze w zdobytym Berlinie. Potem, w "ludowej" Polsce właśnie tego dnia władza kazała zdejmować flagi po 1 maja, żeby nie wisiały na 3. Czyli jednak przerywnik. Zwycięstwo komunistów zza grobu.

Przeczytaj koniecznie: Sławomir Jastrzębowski: Jak Niemiec Polakowi

Jednocześnie 2 maja to także Dzień Polonii i Polaków za Granicą, ustanowiony przez Sejm RP w 2002 roku w hołdzie dla wszystkich, którzy walczyli o niepodległość, a dziś są rozrzuceni - przeważnie nie z własnej winy - po całym świecie. Ale czy dziś warto o tym pamiętać? Władza i media mają ważniejsze tematy. Co ich obchodzi los Polaków na Kresach czy w Kazachstanie?

2 i 3 maja przegrały z Williamem i Kate, a nawet z jej młodszą siostrą - Pippą, jeszcze bardziej wyluzowaną od żony następcy tronu. Ale rodzina królewska tylko przez chwilę mogła się cieszyć z medialnego zwycięstwa. Po dwóch dniach piękni, wypudrowani Brytyjczycy musieli ulec brudnym amerykańskim fokom - US Navy SEAL i trupowi Osamy bin Ladena z przestrzeloną czaszką. W naszym krajowym podwórku z informacyjnego piedestału strąciła ich jeszcze zima na wiosnę, czyli niskie temperatury, a wieczorem burda pseudokibiców po meczu Legia - Lech.

Wydaje się, że w tym medialnym zgiełku resztki zdrowego rozsądku zachował prezydent USA Obama. Mimo iż miał na głowie (a właściwie już w morzu) wspomnianego przywódcę al Kaidy, to razem z Hillary Clinton w specjalnym przesłaniu pogratulował Polakom tak pięknej konstytucyjnej tradycji.

Od czterech lat pamiętają o niej również Litwini, którzy obchodzą 3 maja jako święto państwowe, aby przypominać o wspólnej przeszłości i rozwijać lepszą przyszłość. Szczególnie ważny to gest dziś, kiedy stosunki Polski z Litwą są chyba najgorsze po 1989 r. Ale nasza władza i media tego nie rozumieją. Potem wmawiają nam, że potrafimy świętować tylko klęski.

Patrz też: Sławomir Jastrzębowski: Ciotka feministka i wyrazy dla niej

Ważniejsi są Kate, William, Pippa i Osama. Cudze chwalicie, swojego nie znacie, a jeśli znacie - niszczycie. "Państwowe uroczystości z okazji Święta Konstytucji rozpoczęła msza w intencji ojczyzny, z udziałem prezydenta RP. To już tradycja, że msza jest elementem państwowych uroczystości" - napisała Ewa Siedlecka.

I gdyby w tym miejscu publicystka "Wyborczej" postawiła kropkę, wszystko byłoby w porządku. Ale nie, ona czujnie zauważyła, że Bronisław Komorowski pielgrzymował jeszcze na Jasną Górę: "W ten sposób prezydent Polski wyraził przekonanie, jaka postawa (wiara) jest - powinna być - właściwa polskim obywatelom. A może tylko nie przyszło mu do głowy, że polskimi obywatelami oprócz katolików są także ateiści, ludzie bezwyznaniowi i wyznający inne religie?

Teraz państwowo świętujemy Konstytucję w archikatedrze na mszy. Mimo że podstawą współczesnych systemów konstytucyjnych są poszanowanie praw mniejszości i świeckość państwa". Dla Siedleckiej postawa Komorowskiego to "gest wykluczający obywateli nie-katolików", "afiszowanie czy promowanie swojej religii".

A ja mam inne wytłumaczenie. Prezydent "promuje" katolicyzm, bo jest przewlekle chory na serce, wieńcówkę i cukrzycę. Ale nie, to nie może być prawda. Przecież o prezydenckiej niemocy napisała "Gazeta Polska", a tę "Gazeta Wyborcza" wyklucza z publicznej debaty. Porównując sprzedaż obu gazet, czyż to nie szarganie praw mniejszości?