"Super Express": - Podczas debaty w Parlamencie Europejskim co chwila padało stwierdzenie o rozstrzygnięciu sprawy Trybunału Konstytucyjnego przez Komisję Wenecką. Czym jest ta komisja?
Piotr Wawrzyk: - To jest struktura powołana jako komisja wybitnych prawników, mająca być organem konsultacyjnym Rady Europy. Podkreślam - Rady Europy, a nie Unii Europejskiej, to istotna różnica. Rada Europy jest całkowicie odrębną od UE organizacją europejską. Każde państwo członkowskie Unii Europejskiej jest członkiem Rady Europy, ale nie każdy członek Rady Europy należy do Unii. Do RE należą wszystkie dawne republiki radzieckie, z wyjątkiem Białorusi, która jest w prawach członka zawieszona. Rolą Komisji Weneckiej jest ocena, czy prawo przyjmowane przez dane państwo spełnia wymogi Rady Europy.
- Czy orzeczenia komisji są wiążące, czy raczej mają formę opinii?
- Z jednej strony mają charakter opinii, z drugiej biorąc pod uwagę, że Komisja jest ciałem skupiającym najwybitniejszych prawników, i to, że związana jest z Radą Europy, a opiniami Komisji Weneckiej posiłkuje się też Unia Europejska, do tej pory z opiniami tymi nie dyskutowano.
- A sama debata - premier Szydło wraca do Polski z tarczą czy na tarczy?
- Na pewno wraca jako zwycięzca, czyli z tarczą. W tym sensie, że po pierwsze, przedstawiła te argumenty, które u nas w debacie publicznej się pojawiają, ale na forum europejskim nie były dotąd podnoszone. To było niewątpliwie potrzebne, bo pokazało, że jest też inna strona medalu niż ta, którą eurodeputowani do tej pory znali z rozmów z opozycyjnymi polskimi politykami. Teraz mogli się dowiedzieć, że i strona rządowa ma racjonalne argumenty. Myślę, że mogło być też tak, że jeżeli część eurodeputowanych miała przygotowane jakieś ostrzejsze pytania, to zrezygnowała z możliwości ich zadania. Jest też jeszcze jeden pozytywny aspekt tej debaty.
- Jaki?
- Ta debata pokazała, że Polska chce dialogu, a polski rząd jest otwarty na współpracę. Mało tego, były dwa elementy, które stanowiły ukoronowanie tej argumentacji. Pierwszym było podkreślanie, że wszyscy jesteśmy Europejczykami. Drugim elementem było stwierdzenie pani premier, że Prawo i Sprawiedliwość nie chce większości w Trybunale Konstytucyjnym, że jest gotowe oddać tę większość ugrupowaniom opozycyjnym. Spośród piętnastu członków TK ośmiu miałoby być właśnie wybranych przez opozycję. To wytrąciło przeciwnikom argument o tym, że PiS chce zdominować sąd konstytucyjny w Polsce.
Zobacz także: Najnowszy sondaż dla SE.pl: Kaczyński słabnie a Petru NOKAUTUJE Schetynę!
- Wielu ludzi spodziewało się frontalnego ataku. Tymczasem mogliśmy zobaczyć dyskusję taką jak w normalnym parlamencie. Gdzie w dyskusji po prostu są różne poglądy i opinie. Socjaliści i liberałowie rząd polski atakowali, a konserwatyści bronili...
- Tego pluralizmu należało się spodziewać. Mnie zaskoczyły trzy rzeczy.
- Jakie?
- Przede wszystkim spodziewałem się, że szef frakcji liberałów Guy Verhofstadt będzie miał jeszcze ostrzejsze wystąpienie. To jego było w zasadzie powtórzeniem tego, co mówił wcześniej. Spodziewałem się też ostrzejszych wypowiedzi przedstawicieli frakcji komunizujących czy Zielonych. Były one dość spokojne. Myślę, że wpływ miała tu wypowiedź szefa niemieckich Zielonych, który powiedział kilka dni wcześniej, że w Polsce w gruncie rzeczy nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Po trzecie wreszcie, przekonaliśmy się, że ta debata dla wielu eurodeputowanych nie była bardzo interesująca. Zwróćmy uwagę, jak wiele było pustych miejsc na sali. Wbrew temu, co u nas się mówiło, sprawa Polski nie jest dziś tematem numer jeden, nie było tak, że wszyscy eurodeputowani pojawili się na debacie z wypiekami na twarzy. A tak to po wcześniejszych reakcjach medialnych się wydawało. Kilku posłów uważało też, że mówienie o Polsce jest nie fair, bo w ich krajach dzieją się dużo gorsze rzeczy.