"Super Express": - Donald Tusk apelował do polityków PO startujących do europarlamentu, by "poprowadzili drużynę, wiedząc, że nie jest to walka o ich kariery", starając się wzbudzić w nich entuzjazm. Nie bardzo widziałem ten entuzjazm. Nie bardzo widzę też ten entuzjazm u wyborców. Wobec wszystkich partii.
Piotr Skwieciński: - Co do wyborców, to wybory europejskie nigdy nie wzbudzały tu szczególnego zainteresowania. To takie wybory "koneserskie". Co do Platformy jest zaś tak, że to duże poparcie dla niej jest poparciem dość chłodnym, zdystansowanym. To poparcie mniejszego zła w obawie przed większym złem, jakim dla tych wyborców jest PiS. Formuła Platformy już się nieco znudziła, zużyła. I nie jest to dobry fundament do budowania entuzjazmu.
- I mimo tego i tak przodują w sondażach.
- Donald Tusk jest politykiem bardzo zręcznym w czarowaniu wyborców, a teraz przyszły mu z pomocą wydarzenia na Ukrainie. Tusk zareagował błyskotliwie, znacznie szybciej i lepiej niż jego zaplecze medialne i współpracownicy, co też pokazuje, o ile mądrzejszy jest lider PO od ludzi, którzy go otaczają. To może być jednak skuteczne, ale jednak mało entuzjastyczne.
- Premier nie popełnił błędu, wysyłając na listy do europarlamentu ministrów, którzy się nie sprawdzili i których chciał się pozbyć z rządu?
- Mówi się, i nie mam powodu, by w to wątpić, że listy Platformy są efektem jakichś dokładnych badań preferencji elektoratu tej partii. I pomimo kilku zaskoczeń wydają się skonstruowane raczej racjonalnie. Donaldowi Tuskowi bardzo zależało na podtrzymaniu formuły partii bardzo szerokiej i widać, że się o to starał. Takiej bardzo ogólnie prozachodniej i cywilizowanej.
Zobacz też: Piotr Skwieciński: Mamy być źli i antyrosyjscy
- Nie lepiej było odświeżyć to nieco ludźmi spoza polityki?
- Nie jestem wcale pewien, czy polska polityka ma aż tak wielkie rezerwy ludzi spoza niej, którzy chcieliby w nią wejść. Ci, co się interesują polityką, już raczej zdążyli w nią wejść.
- Myślałem o takich pociągnięciach, jakie zrobiła Platforma 5 lat temu, wystawiając np. prof. Kolarską-Bobińską, albo w tym roku PiS, wystawiając prof. Krasnodębskiego czy prof. Zybertowicza. Oni byli w orbicie tych partii, ale jednak nie jako politycy.
- To prawda, ale zwróćmy uwagę, że tych ludzi jest tak rozpaczliwie niewielu, że nie da się z tego zrobić jakiejś nowej jakości. Dotyczy to wszystkich partii, nie tylko tych największych. Niektórzy, jak SLD, próbowali to zresztą robić i skończyło się wystawianiem celebrytów, co nie jest nową jakością, ale jej parodią. Zanim zaczniemy tęsknić za nowymi ludźmi w polityce, warto zobaczyć, jakie są te propozycje...
- To znudzenie największymi partiami może być szansą dla Polski Razem Jarosława Gowina lub Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego? Pojawiły się sondaże, które pokazują, że przekroczą 5 proc. Przy niskiej frekwencji...
- Zdziwiłbym się, gdyby odniosły sukces. Nie jestem pewien, czy niska frekwencja nie zadziała na wyborców tak, że uznają, iż nie warto marnować głosu, i zagłosują na największych. Czym innym jest wsparcie takiej partii w sondażu, a czym innym świadome zagłosowanie.
- Pomimo zmęczenia wolimy tych, co już byli?
- Ta formuła dominacji PO i PiS może się zacząć wyczerpywać, jeżeli PiS przegra kolejne kampanie wyborcze i znów będzie w mniejszości. Ludzie reagują na to irytacją, ale jest to irytacja na coś sprawdzonego, co już oswoili. Widać to zresztą po klipach wyborczych, które odwołują się do tego podziału. Palikot straszy PiS-em, SLD nieco mniej, ale robi to samo. Niby znużenie, ale wciąż jest do czego się odwoływać.
Polub se.pl na Facebooku