"Super Express": - Trybunał Konstytucyjny sobie, rząd sobie. Spór dawno nie jest już natury prawnej, ale politycznej. Kto będzie miał więcej siły, żeby go zakończyć?
Piotr Semka: - Możemy powiedzieć dziś, że okres między końcem 2015 r. a początkiem marca 2016 nie został wykorzystany przez żadną ze stron do tego, by jakoś ten spór rozwiązać. Pole manewru było tak naprawdę ograniczone do zmiany konstytucji. Inicjatywy Kukiza nikt nie poparł. W tej sytuacji ostre stanowisko rządu wywołało totalną opozycję PO i Nowoczesnej. To usztywnienie opozycji sprawiło, że PiS musiał trwać przy swoim. Swoje dołożył pan Rzepliński, który nie chciał ustąpić i parł do konfliktu z rządem. Gdyby ten ustąpił choć na krok, naraziłby się na oskarżenia, że oto przyznaje się do błędu i łamania prawa. Wszyscy okopali się więc na swoich pozycjach i wyjścia z tego nie widać.
- I czyja to wina?
- Cóż, opozycja chce triumfu totalnego i to jeszcze bardziej usztywni PiS. To bardzo niedobry scenariusz. PO i Nowoczesna wierzą, że konflikt wokół TK doprowadzi do ostrej reakcji międzynarodowej i rządząca partia będzie musiała paść na kolana i rozpisać nowe wybory. W PiS raczej wygra stanowisko, że presję zagraniczną można przetrzymać. Pytanie tylko, jak dolegliwa ona będzie. Jest tu jedna ważna rzecz.
ZOBACZ: Premier Szydło NIE OPUBLIKUJE decyzji dotyczącej Trybunału Konstytucyjnego!
- Jaka?
- Wiele się mówi, że zagraniczni politycy, którzy się w tej sprawie wypowiadają, to przyjaciele Polski. W jakimś sensie są nimi. Choćby senator McCain, który był orędownikiem wejścia Polski do NATO. Ale jeśli rzeczywiście na dobru Polski by im zależało, nie przyjmowaliby jedynie optyki opozycji. Staraliby się raczej wywrzeć presję na wszystkie strony konfliktu, żeby jakieś kompromisowe rozwiązanie odnaleźć. Wspierając jedną ze stron, nakręcają jeszcze bardziej cały konflikt.
- PiS chyba powinien był przewidzieć taką sytuację i mierzyć siły na zamiary.
- Moim zdaniem tego konfliktu nie dało się uniknąć. Nawet jeśli PiS by się na niego nie zdecydował, to przy upolitycznieniu pana Rzeplińskiego, skończyłoby się na sabotowaniu projektów rządzącej partii. Zresztą przy poziomie niezadowolenia PO z porażki w wyborach, gdyby nie było awantury o TK, znalazłoby się inne pole do konfliktu. To się musiało tak skończyć.