Na początku stycznia komendant Raczak został znaleziony przed jednym z marketów przez funkcjonariuszy Straży Ochrony Kolei. Był pod wpływem alkoholu, bez butów i miał rozbitą głowę. Funkcjonariusz trafił do szpitala. Po wybuchu afery stracił swoje stanowisko. Według nieoficjalnych informacji Raczak brał udział w nocnym mocno zakrapianym spotkaniu wraz z innymi wysoko postawionymi oficerami dolnośląskiej policji. Tymczasem mimo wszczętego postępowania dyscyplinarnego komendantowi udało się uniknąć kary nagany. Tak wynika z pisma podpisanego przez wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Jarosława Zielińskiego (58 l.), do którego dotarliśmy. "26 stycznia postępowanie zostało zawieszone, gdyż w jego toku wyżej wymieniony dwukrotnie przedłożył zwolnienie lekarskie, z którego wynikało, że nie jest zdolny do udziału w czynnościach dowodowych oraz zapoznania się z aktami postępowania. 6 lutego komisja lekarska uznała wyżej wspomnianego za trwale niezdolnego do służby w Policji. 7 lutego został zwolniony" - napisał Zieliński. Postępowanie trzeba było więc umorzyć, Raczak obecnie przebywa na rencie. Na odchodne dostał 45 tys. odprawy (sześciokrotność pensji).
ZOBACZ TAKŻE: Wrocław. Pijany komendant policji leżał nagi na parkingu