"Super Express": - Rosyjskie władze alergicznie zareagowały na pomysł IPN, by usunąć z przestrzeni publicznej pomniki ku czci władzy radzieckiej. Skąd to oburzenie?
Nikita Pietrow: - To działanie na potrzeby wewnętrzne. Władze chcą pokazać wszystkie kraje byłego bloku wschodniego jako rewanżystów, którzy prowadzą swoją politykę na nastrojach antyrosyjskich. Trwa akcja dezinformacji dotycząca sensu tych działań. Istnieje porozumienie rosyjsko-polskie, które gwarantuje ochronę pomników w miejscach pochówku żołnierzy i nikt nie zamierza tych pomników niszczyć. Niemniej na potrzeby propagandy mówi się o tym, że Polska chce te pomniki usunąć.
- Ta propaganda działa?
- Tak, ponieważ nikt nie tłumaczy Rosjanom, że IPN nie chodzi o cmentarze, ale o pomniki wdzięczności ZSRR, które znajdują się w innych miejscach. Polska nie będzie ich tolerować i tolerować nie powinna, z tej prostej przyczyny, że są to pomniki upamiętniające komunizm, a nie poległych żołnierzy. Tego Rosjanie nie wiedzą.
- Kremlowi tym łatwiej to zrobić, że pamięć o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej to jedyny pozytywny element najnowszej historii Rosji. Jeśli ktoś tę pamięć tyka, zasługuje na potępienie.
- Owszem, propaganda ostatnich dekad była nastawiona na to, by pamięć o tej zwycięskiej wojnie wypierała wszystkie koszmary władzy radzieckiej. Trzeba było pokazać, że naród rosyjski uratował Europę przed faszyzmem. Nikt oczywiście nie mówił i nie mówi o tym, jakie reżimy przybyły do państw "wyzwolonych" na bagnetach Armii Czerwonej. Pamięć o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej stała się bowiem religią, w którą nie można wątpić i o niej dyskutować. W tej propagandzie pomysły IPN, by pomniki na cześć komunizmu wyprzeć z przestrzeni publicznej, brzmią jak herezja.
- Kiedy ta wojna o pomniki się zaczęła? Na początku lat 90., kiedy Litwini zebrali wszystkie radzieckie pomniki w skansenie pod Druskiennikami, Moskwa nie protestowała. Kiedy jednak w 2007 roku Estonia chciała się pozbyć swoich, Rosja omal nie wypowiedziała jej wojny.
- Zaczęło się to gdzieś w połowie lat 90. i od tamtej pory tylko przybierało to na sile. Kiedy propaganda koncentruje się wyłącznie na jednym wydarzeniu, trzeba walczyć o każdy pomnik. Tym bardziej że władze rosyjskie czują się bezsilne, kiedy tych pomników kolejne kraje chcą się pozbywać i kwestionować mit wielkiego zwycięstwa nad Hitlerem.
- Jakie kroki podejmie Rosja? Już słyszymy, że chce w Katyniu zrobić wystawę o domniemanym ludobójstwie na rosyjskich jeńcach z czasów wojny polsko-bolszewickiej.
- Ta wystawa i tak pewnie powstanie, niezależnie od sporu o pomniki. Bez wątpienia będzie trwała dyplomatyczna batalia o te pomniki. Jak zwykle bywa, zacznie się w rosyjskich mediach antypolska kampania, która pokaże, jakimi niewdzięcznikami są Polacy. Rozumiem, że w Polsce są obawy o cmentarz w Katyniu, ale nikt nie będzie tam niczego usuwał ze względu na wspomnianą na początku przeze mnie umowę. Sympatyzujące z Kremlem organizacje mogą się tego domagać, ale będzie to wyłącznie próba wyprowadzenia Polaków z równowagi.
Zobacz także: Leszek Miller: Brzegi warte są mszy?