Dr Paweł Strzelecki

i

Autor: ARCHIWUM

Paweł Strzelecki: Nie ksenofobia, brak zaufania

2015-07-14 4:00

Część ludzi pamięta choćby Czeczenów, których tu zaproszono, a później nie miano pomysłu, co z nimi zrobić, tylko trzymano w tych nieszczęsnych ośrodkach. Doświadczenia ludzi z naszym państwem wskazują raczej na to, że trudno mu uwierzyć na słowo, że będzie dobrze. Ludzie odruchowo nie mogą też zrozumieć, dlaczego pomimo tak wielu lat nie udało się sprowadzić Polaków ze Wschodu, tak jak Niemcy sprowadzali swoich rodaków, mówi w rozmowie z "Super Expressem"  ekonomista Paweł Strzelecki.

"Super Express": - W badaniu IBRiS 36 proc. respondentów sprzeciwiło się obowiązkowemu przyjmowaniu imigrantów przez Polskę, a 34 proc. raczej było temu przeciwnych. I posypały się gromy, że jesteśmy ksenofobicznym społeczeństwem.

Dr Paweł Strzelecki: - Nie wiązałbym tego z ksenofobią, ale z brakiem wiary obywateli w polskie państwo. Polacy nie wierzą, że nasze państwo sobie z tym poradzi. Część ludzi pamięta choćby Czeczenów, których tu zaproszono, a później nie miano pomysłu, co z nimi zrobić, tylko trzymano w tych nieszczęsnych ośrodkach. Doświadczenia ludzi z naszym państwem wskazują raczej na to, że trudno mu uwierzyć na słowo, że będzie dobrze. Ludzie odruchowo nie mogą też zrozumieć, dlaczego pomimo tak wielu lat nie udało się sprowadzić Polaków ze Wschodu, tak jak Niemcy sprowadzali swoich rodaków.

- Właśnie - dlaczego się nie udało?

- Sam nie mam pojęcia (śmiech). Przypuszczam, że chodzi o brak systematycznej polityki imigracyjnej i pewnie o pieniądze.

- Zawsze chodzi o pieniądze?

- Myślę, że nie. Gdyby politycy mieli jakąkolwiek politykę imigracyjną, to pieniądze po prostu by się znalazły, bo w skali budżetu nie są to tak wielkie kwoty. Ale o czym my mówimy? Przecież nasi politycy nawet po tragedii smoleńskiej nie potrafili dorobić się porządnych samolotów dla VIP-ów, a co dopiero mówić o przemyślanej polityce.

- Mam wrażenie, że za politykę imigracyjną rządu robi dziś wypowiedź Ewy Kopacz, że nam też kiedyś pomagano i patrzenie z wyrzutem na złą opozycję, która ma wątpliwości.

- Trochę tak. Do tej pory szczytowym osiągnięciem polskiej polityki imigracyjnej były krótkookresowe pozwolenia na pracę dla Ukraińców, które są sprzedawane i państwo nie ma nad tym kontroli. Kwestie imigracyjne wszędzie są drażliwą kwestią. Są kraje, jak np. Kanada, które mają naprawdę szczegółowy, może wręcz doprowadzony do przesady system selekcji imigrantów...

- Tak, pamiętam, że są tam chyba dodatkowe punkty dodatkowe za żonę z doktoratem.

- Tak, tam się narzeka, że wpuszczono zbyt wielu imigrantów z wykształceniem wyższym! I też pojawił się sceptycyzm wobec imigrantów...

- Sceptyczne opinie wobec imigrantów nie są polskim wyjątkiem. Politycy z krajów, które podobno nie mają problemów z ksenofobią występują tu bardzo ostro...

- I także nie wiązałbym tego z ksenofobią. To raczej rozgrywka w UE o to, kto będzie narzucał to, w jaki sposób ma wyglądać polityka imigracyjna - urzędnicy z Brukseli czy politycy z państw członkowskich. I muszę przyznać, że pierwszy pomysł Komisji Europejskiej, żeby odgórnie nakazać różnym krajom, jaki kontyngent obowiązkowo mają do siebie przyjąć, był niezbyt przemyślany...

- Dlaczego?

- Nie opisano właściwie, co to przyjęcie miałoby oznaczać. Przyjmiemy imigrantów i co, zakwaterujemy ich w zamkniętych obozach jak w więzieniach? Czy też po prostu przyjmiemy i wypuścimy na ulicę? Jeżeli tak, to ilu z wypuszczonych od razu przeniesie się do Niemiec?

- Zapewne większość, przecież to rozumni ludzie.

- Właśnie. I co wtedy z tymi kontyngentami? Nikt nie ma na to pomysłu, a te, które padają, budzą więcej niepokoju niż wiary.

- Unia to ponad 500 milionów ludzi. I zdecydowała się ograniczyć przyjmowanie ostatniej grupy imigrantów z 40 do 20 tys. To wyraz kryzysu UE?

- 40 tys. to może nie jest mała grupa, ale patrząc na samą Hiszpanię w ciągu kilkunastu lat przed kryzysem, to liczba imigrantów sięgała setek tysięcy rocznie. Przed kryzysem nikomu to nie przeszkadzało, bo oni napływali do sektora budowlanego i jakoś wtapiali się w społeczeństwo. Problem zaczął się po kryzysie, kiedy jako pierwsi tracili pracę.

- I to paraliżuje Europę?

- Raczej to, że te łodzie, które widzimy w wiadomościach, pełne są ludzi, którzy nie płyną do Europy po to, żeby zdobyć pracę, i można ich wpuścić lub nie. Obecnie napływają ludzie po prostu po to, żeby przeżyć. I są bardziej zdesperowani. Według mnie nie tylko w Polsce, ale w całej Unii jest wśród rządów państw członkowskich wiele obaw, że Bruksela zacznie im w tej kwestii narzucać rozwiązania. To jest kwestia, na ile politykę migracyjną prowadzą państwa narodowe, a na ile i w jaki sposób ma to koordynować struktura ponadnarodowa. Coraz istotniejsze są też lęki, że wraz z najnowszymi falami imigrantów pojawią się między nimi terroryści.

Zobacz: Tomasz Walczak: Z dopalaczami PO może tylko przegrać

Nasi Partnerzy polecają