"Super Express": - Wczoraj Parlament Europejski odrzucił rezolucję postulującą zwiększenie unijnego celu redukcji emisji CO2 z 20 do 30 proc. Polska walczyła z tym pomysłem od dłuższego czasu. Poczuł pan ulgę?
Paweł Kowal: - Poczułem dziś, że do posłów w Parlamencie Europejskim trafiają czasami racjonalne argumenty. Niestety, zdarza się to rzadko. Jednocześnie nie mam wątpliwości, że sprawa redukcji emisji dwutlenku węgla wróci i to bardzo szybko. Już jesienią, kiedy będziemy przygotowywać się do światowej konferencji klimatycznej w Durbanie w RPA, należy spodziewać się kolejnej fali wystąpień różnych ideologów globalnego ocieplenia.
- Polska delegacja do PE wzniosła się ponad podziały polityczne i wystąpiła przeciw rezolucji jednym głosem. To aż tak ważna sprawa dla naszego kraju?
- Dla Polski to sprawa kluczowa. Gdyby zmuszono nas do tak drastycznego obniżenia emisji dwutlenku węgla, naraziłoby to polskich przedsiębiorców na poważne straty. Musieliby zwalniać pracowników, podniosłyby się koszty pracy. Niewykluczone też, że wiele firm postanowiłoby opuścić Polskę i udać się do Chin czy Indii, czyli tych krajów, które ideologii globalnego ocieplenia nie praktykują.
Patrz też: Polska PREZYDENCJA w Radzie Unii Europejskiej: Na przewodnictwo w UE WYDAMY 370 mln
- Czyli argumenty liczbowe - możliwy spadek polskiego PKB o 2,2 proc. w związku z ewentualną ucieczką z naszego kraju zakładów z najbardziej energochłonnych gałęzi przemysłu - tym razem przekonały europejskich polityków?
- Przekonały. Warto jednak nadmienić, że w takich sprawach nie wystarczy tylko demonstracyjne wstrzymanie się czy zagłosowanie przeciw, choć bardzo dobrze się stało, że dziś wszyscy zagłosowaliśmy wspólnie. Niezwykle istotne jest również to, żeby przekonywać swoje frakcje w Parlamencie Europejskim do uwzględniania również naszych interesów. To zadanie szczególnie dla PO i SLD, które należą do tych frakcji, które proponowały odrzucone wczoraj rozwiązanie. Tym razem wszystko skończyło się dobrze, ale przecież nie zawsze tak musi być.
- Skąd wziął się ten pomysł?
- Z jednej strony był to projekt ideologiczny, a z drugiej reprezentował on interesy państw czy koncernów, które sprzedają inny rodzaj energii niż ten wytwarzany z węgla. Cały ten szalony pomysł był swego rodzaju mieszanką dobrych, choć nie zawsze mądrych, intencji oraz próbą wykorzystania go przez pewne grupy interesu.
- Nie jest to swego rodzaju "eurościema"?
- Cóż, część polityków z nudów zajmuje się pseudonaukowymi rozważaniami na temat globalnego ocieplenia. Oczywiście, ta kwestia powinna być nadal badana przez naukowców. Dopóki nie pojawią się wiarygodne analizy naukowe, nie można używać globalnego ocieplenia jako argumentu w polityce.
- Mimo odrzucenia postulatu o zwiększeniu limitów emisji CO2 o 30 proc., polityka klimatyczna Unii zakłada już ograniczenie jej o 20 proc. To poważny cios dla Polski?
- Już te 20 proc. jest dla nas bardzo szkodliwe i dziś nie jesteśmy jeszcze w stanie oszacować wszystkich kosztów i konsekwencji wprowadzenia tego limitu. Mówienie o dodatkowym zwiększaniu go jest więc zawracaniem głowy.
- Prezydencja Polski w UE pomoże w osiągnięciu korzystnych dla nas zapisów ekologicznych?
- Prezydencja stawia nas w trudnej sytuacji, gdyż musimy występować nie tylko w swoim imieniu, ale w imieniu całej Unii, w której wiele krajów naciska na obniżenie emisji CO2. To pokazuje, że prezydencja będzie dużo trudniejszym zadaniem niż - jakby niektórzy chcieli - jedynie puszczaniem w powietrze baloników i sypaniem konfetti.
- Premier Tusk ma w Europie opinię polityka skorego do consensusu. Walcząc o polski interes, będzie musiał ją nadszarpnąć?
- W tych sprawach może liczyć na poparcie opozycji. Będziemy jednak oczekiwali od niego bardzo zdecydowanej reakcji, gdyż chodzi tu o interesy Polski na wiele lat. Mam nadzieję, że nie zabraknie mu odwagi i nie da się zagłaskać politykom europejskim, którzy nie potrafią zrozumieć polskich problemów związanych z kwestiami CO2.
Paweł Kowal
Europoseł, przewodniczący PJN