Rząd zrobił źle wszystko, co można było zrobić źle. Przy niewielkiej liczbie zakażeń na wiosnę wpakował nas w nonsensowny, nieprawdopodobnie kosztowny lockdown – akurat wtedy, gdy pogoda była piękna i ludzie przebywaliby na zewnątrz, gdyby mogli, więc nie zarażaliby się nawzajem. Wystrzelał się wówczas z zapasów społecznego zapału i dyscypliny, a przede wszystkim z pieniędzy. Dziś ma bardzo małe pole manewru.
Czasu spadku zakażeń nie wykorzystano w żaden sposób. Nie przemyślano gruntownie strategii, nie wzmocniono Sanepidu, nie zastanowiono się nad polityką izolacji chorych. Dla-tego dzisiaj rządzący nakręcają panikę, a zarazem rozpaczliwie próbują udawać, że cokolwiek robią – stąd absurdy w rodzaju nakazu noszenia maseczek na wolnym powietrzu czy w samo-chodzie, kiedy podwozimy kolegę z pracy, z którym za moment usiądziemy biurko w biurko. W TV Republika dziennikarz pyta wiceministra zdrowia Waldemara Kraskę, który konkretnie przepis jest podstawą prawną dla nakazu zakrywania ust i nosa przez wszystkich. Wiceminister nie umie odpowiedzieć, więc przez kilka minut wygłasza jakieś bełkotliwe frazesy. Sanepid wysyła ludzi na kwarantannę przez telefon, łamiąc kodeks postępowania administracyjnego. To już nawet nie jest państwo z dykty. To państwo z zamokłego papieru.
W najnowszym sondażu Zjednoczona Prawica straciła aż 4 punkty poparcia i zjechała do 38 proc. Czynników odbierających poparcie poza epidemicznym chaosem jest wiele, w tym stan finansów państwa czy piątka dla zwierząt. Dziś nie założyłbym się, czy kadencja potrwa jeszcze trzy lata.