"Super Express": - Roman Giertych rzucił w jednym z wywiadów, że PO powinna rozpatrzeć możliwość zorganizowania wyborów parlamentarnych i prezydenckich w jednym terminie. Miałaby to być szansa na uniknięcie wyborczej katastrofy Platformy. Nie wydaje się panu, że Giertych, jako człowiek zbliżony do premiera, robi tu za wysłannika Donalda Tuska i uczestniczy w jego politycznej rozgrywce?
Dr Wojciech Jabłoński: - Sprawa tej propozycji wydaje się powiązana z bardzo popularną techniką propagandową znaną jako przeciek kontrolowany. Oczywiście, każdy obywatel ma prawo wypowiadać się w kwestiach politycznych. Dziwnym trafem Giertych jest osobą na tyle znaną i obecną w mediach, a do tego związaną z PO w miarę luźno, że dla premiera i jego doradców jest znakomitym kanałem komunikacyjnym do przekazywania tego typu nieoficjalnych planów politycznych.
- Pomysł jest, ale czy mógłby rzeczywiście pomóc PO obronić swoją pozycję na scenie politycznej?
- Zdecydowanie. Przede wszystkim przeskakiwanie dwóch politycznych przeszkód - wyborów prezydenckich i parlamentarnych - zwykle nie kończy się dla Platformy dobrze. Wystarczy przypomnieć rok 2005. Robienie jednej wielkiej imprezy propagandowej i połączenie tych dwóch wyborów pozwoliłoby PO uniknąć rozkładania politycznej walki na raty i mogłoby sprawić, że do urn pójdzie więcej ludzi i nastąpi większa mobilizacja zwolenników PO.
- Mamy też jeszcze ogromną popularność prezydenta Komorowskiego, na której Platforma chciałaby trochę pożerować.
Zobacz też: Dr Wojciech Jabłoński: Bomba z opóźnionym zapłonem
- To na pewno. Dlatego też taką informację puszcza się kanałem nieoficjalnym, bo jeśli premier sam ogłosiłby taki plan lub zrobiłby to ktoś z jego otoczenia, Pałac Prezydencki musiałby mocno zareagować. W takiej sytuacji prezydent Komorowski nie bardzo wie, co ma powiedzieć. Z kim ma bowiem dyskutować? Z Giertychem?
- W ogóle brakuje reakcji Pałacu Prezydenckiego. Milczą nawet prezydenccy doradcy. To znamienne?
- Cóż, prezydent może, a nawet musi pozwolić sobie na wyniosłą ciszę. Jest to bowiem próba upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu i obie te pieczenie są smakowite przede wszystkim dla premiera. PO może się politycznie obronić, a przy okazji Tusk spacyfikowałby nadmierne ambicje Komorowskiego, który zdaniem premiera jemu zawdzięcza swoją pozycję, a od jakiegoś czasu występuje w roli starszego brata, a nawet ojca szefa rządu.
- Myśli pan, że ten plan Giertycha jest w ogóle technicznie możliwy do zrealizowania? Kalendarz wyborczy kłóci się z przepisami konstytucji. Nie da się ogłosić terminów wyborów tak, żeby się pokryły.
Da się to zrobić drogą okrężną, a raczej drogą na skróty. Można by po prostu rozwiązać wcześniej parlament pod wpływem dymisji rządu i braku możliwości wyłonienia nowej Rady Ministrów i tak to wszystko obliczyć, by dało się wybory parlamentarne zorganizować z prezydenckimi. Najciekawsze jest to, że prezydent byłby zmuszony sam przyłożyć sobie nóż do politycznego brzucha, ponieważ po samorozwiązaniu Sejmu to on, zgodnie z konstytucją, musiałby ogłosić wybory parlamentarne.
- Jeżeli logika tej gry politycznej zostałaby przez otoczenie premiera uruchomiona, prezydent miałby związane ręce i nie mógł-
by się obronić przed próbami politycznego wykorzystania go?
- W tej koncepcji prezydent miałby swoje miejsce wyłącznie jako figurant. Jeżeli PO doprowadzi do wcześniejszych wyborów, Bronisławowi Komorowskiemu nie pozostanie nic innego, jak tylko reagować na fakty dokonane.
- Pana zdaniem premier zdecyduje się zagrać w tę grę?
- Głupi byłby w PO ten, który wierzyłby, że wybory w 2015 roku są do wygrania. Czasami trzeba ręcznie posterować dynamiką polityczną, a gra na równoległe wybory z punktu widzenia Platformy ma sens i jest możliwa do przeprowadzenia. Nie takie hece w polskiej polityce już miały miejsce w ostatnich 25 latach.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail