Sztabowcy wszystkich partii wymyślają więc rozmaite chwyty, żeby kampanię ubarwić i przyciągnąć zainteresowanie. Zbigniew Ziobro wystawia boksera, który leczy z homoseksualizmu (mam nadzieję, że nie przez dotyk...). Donald Tusk obiecuje zimowe igrzyska w Krakowie (w przyszłym roku ważniejsze wybory, więc może igrzyska letnie w Kutnie?).
Sztab wyborczy Prawa i Sprawiedliwości wymyślił zaś, że wyśle Jarosława Kaczyńskiego na wieś (s. 3 dzisiejszego "SE"). Prezes PiS na wsi oglądał krowę i świnię, konsumował obiad oraz narzekał, że polskiej wsi jest ciężko.
Była kiedyś świetna książka, przerobiona na słaby film "Człowiek, który gapił się na kozy". Nie wiem, jak bardzo rośnie PiS w sondażach od tego, że prezes Kaczyński gapi się na krowę i świnię. Możliwe, że rośnie, bo w tym samym czasie lider PiS nie może przecież uczestniczyć w brawurowych imprezach w stylu wypędzania szatana z Pałacu Namiestnikowskiego i pobliskiego klubu go-go.
Zobacz też: Zdaniem redaktora - Mirosław Skowron: O Jagnie, co igrzysk chciała
Z Platformą, główną konkurencją PiS, jest niewiele lepiej. Trzyma się co prawda z daleka od wsi i sił nadprzyrodzonych, ale usiłuje wykrzesać w swoich szeregach szczery entuzjazm do kandydatur Michała Boniego i Mariusza Kamińskiego. Hm, to już wolałbym gapić się na krowę.
Donald Tusk, stojąc przed salą pełną działaczy PO, stwierdził dość tajemniczo, że jego wybrańcy "przesądzą po raz kolejny" o miejscu Polski w Europie i zaapelował, by pokazali ów entuzjazm do walki "nie o kariery", ale o Polskę.
Pokazali. Z sali wiało entuzjazmem charakterystycznym dla akademii szkolnych z lat 80. Kiedy patrzyłem na skrajnie znudzonych ministrów Kudrycką i Boniego (str. 6 "SE"), miałem wrażenie, że za chwilę odruchowo zabiorą się do "odpękiwania" obowiązkowych hiciorów akademii w stylu "pust wsiegda budiet sonce" lub "maszeruje dziecko z dzieckiem, polskie, czeskie i radzieckie".
Panie premierze, jeżeli chce pan zobaczyć naprawdę szczery entuzjazm podwładnych, to niech pan poobserwuje ich w zupełnie innym miejscu i czasie. Niech pan się ustawi, już po wyborach, pod salą w Strasburgu. Tą, w której podpisują się pod listą pozwalającą na odebranie diet poselskich za dzień, w którym nie ma już posiedzenia europarlamentu.
I niech pan porówna ten entuzjazm dla kilkuset euro, które wpadły za nic, w wolny dzień, z entuzjazmem, jaki wykrzesał pan z nich "dla Polski".
Polub se.pl na Facebooku