Oczywiście pozostaje nadzieja, że Rosja to jednak dość ubogie państwo, którego na taką wojnę nie stać. Chyba że plotki o chorobie Putina i jego nieprzewidywalności nie są plotkami...
Nikt nie łudzi się, że w starciu z państwem, które cierpi na imperialną histerię, i 3-milionową armią mielibyśmy jakiekolwiek szanse. Niewielu by miało. Tak jak nie miało w 1939 roku w starciu z hitlerowskimi Niemcami.
Nie znaczy to jednak, że nie powinniśmy przeciwdziałać. Wsparcie dla Ukrainy, lobbowanie w jej sprawie jest taką aktywnością. I w tym kontekście bardzo niepokojąco brzmią głosy tych Polaków, którzy mówią, że "pomoc Ukrainie jeszcze się obróci przeciwko nam", "po co się pchamy przeciwko Rosji".
W najnowszych dziejach Europy nie są to głosy nowe. Kiedy w Rosji doszło do puczu Janajewa, w Polsce mówiono: "po co były te wykopki w Katyniu, teraz to się zemści". Kiedy w latach 30. hitlerowskie Niemcy zmilitaryzowały Nadrenię, wielu w Europie głosiło, że to "nie nasza sprawa", a w ogóle to niemieckie ziemie, a Niemcy mają poczucie krzywdy. Hitler zajął Austrię? Przecież większość Austriaków tego chciała. Niemcy zajęli Sudety? Przecież tam większość stanowią (jak na Krymie) rodacy tych, którzy je najechali! Niemcy chcą "korytarza" w Polsce? W sumie to logiczne. Po co umierać za Gdańsk? A dziś za Krym.
Zobacz też: Mirosław Skowron: Rosja na kradzionym
Tak podchodziła do sprawy Francja, tak podchodziła Wielka Brytania i wiele innych nacji w Europie. Dość szybko okazało się, że "nie nasza sprawa" zakończyła się żenująco szybkim upadkiem Francji. I jej obywatele, jeszcze niedawno krzyczący: "co nas obchodzi jakaś Polska", zajęli się kolaboracją z Hitlerem na całego. Kolaborowali tak, że wyłapywali i pakowali "podludzi" do wagonów wiozących ich na śmierć szybciej, niż życzyli sobie tego sami Niemcy.
Tu nie chodzi o umieranie za Krym. Chodzi o to, że jesteśmy na rosyjskiej liście niemal tuż za Krymem.
Czytaj również: Mirosław Skowron o reakcjach Zachodu: Polityczna impotencja