Na fali patriotycznych uniesień i informacji zawartej na stronach Ministerstwa Obrony Narodowej postanowiła zgłosić się na przeszkolenie wojskowe. Przeczytała, że "od 1 marca każdy mężczyzna podlegający powszechnemu obowiązkowi obrony może ochotniczo zgłaszać się do swojej macierzystej Wojskowej Komendy Uzupełnień, by złożyć akces do odbycia szkolenia wojskowego. Taką samą deklarację mogą składać także kobiety zainteresowane odbyciem szkolenia". Jak się okazało w WKU, do której dzwoniła anonimowo, nic o tym nie wiedzą. Sytuacja zmieniła się, kiedy wyszło na jaw, że interesuje się nimi pani poseł. Wtedy wojsko upomniało się o nią samo.
Zobacz też: Tomasz Walczak: I pokój na świecie. Tomasz Walczak: I pokój na świecie
Można by to potraktować z przymrużeniem oka, gdyby nie fakt, że nie tylko posłanka Pawłowicz zdziwiła wojsko. Okazuje się, że podobne problemy ma wielu ochotników. Minister Siemoniak tłumaczył, że najwidoczniej do WKU nie dotarły jeszcze instrukcje ze Sztabu Generalnego. Trochę dziwi, że w naszej armii mamy tak słaby przepływ informacji. W kontekście obronności Polski szkolenia wojskowe dla ochotników nie są może kluczowe. Wyobraźmy sobie jednak teoretyczną sytuację: co by było, gdyby bezpieczeństwo naszego kraju faktycznie zostało zagrożone?
Żyjemy w końcu w niespokojnych czasach i kto wie, czy u granic Polski nie stanie pewnego pięknego dnia żądna wrażeń obca armia. Czy kiedy prezydent ogłosi powszechną mobilizację, znów nie będzie problemów z przepływem informacji? Czy miejscowe WKU znów nie zrobi wielkich oczu? Zobaczą tłumy poborowych pod swoimi drzwiami i powiedzą, że nie dotarły instrukcje, że jest jakaś wojna? Czy nie odeślą ich z kwitkiem i nie powiedzą jak teraz, że to jakieś plotki? Czy nie stwierdzą, że powszechna mobilizacja, owszem, była ogłoszona, ale 30 sierpnia 1939 r., więc niech głowy nie zawracają?
Przyznam, że nietrudno mi sobie taki kabaret wyobrazić.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail