Pluszak byłego premiera, niejaki Lis, wyznał publicznie, że nie rozumie oburzenia nominacją byłego piarowca Tuska do zarządu tej spółki z udziałem Skarbu Państwa, którą to nominację jej rada nadzorcza posłusznie klepnęła. Ja się oczywiście z Tomaszem Lisem zgadzam, wspominając słowa Donalda Tuska z roku 2013: "Jeśli ktoś uważa, że przy okazji polityki można zarobić albo dorobić się, niech idzie do biznesu". I Ostachowicz do biznesu właśnie poszedł, czyli wszystko jest w porządku.
Zakładam, że jedynie przez przeoczenie i nawał obowiązków minister skarbu Wojciech Karpiński dotychczas nie podzielił się z opinią publiczną informacjami o tym, jakie kompetencje ma w branży paliw pan Ostachowicz. Bo na pewno są ogromne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może przecież podejrzewać, że nie będzie robił nic, a posada za dwie bańki rocznie jest tylko nagrodą za to, że zgodził się zostać w kraju i starać się piarowsko ulepić premier Kopacz. Co by mu się przecież i tak nie udało, bo równie dobrze można by próbować zrobić księżniczkę ze starej babci bazarowej.
Zobacz też: Opinie Super Expressu. Wiktor Świetlik: Platforma nie dla idiotów
Na jego miejsce minister Grabarczyk ma wziąć prof. Monikę Płatek
Ledwo minęły emocje, związane z nominacją nowego fachowca od paliw, gdy pojawiła się kolejna wiadomość. Oto minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk odwołuje wiceministra Michała Królikowskiego, od miesięcy atakowanego przez "Gazetę Wyborczą", którego ocenił jako mającego "skrajne poglądy". Co prawda nikt nigdy Królikowskiemu nie zarzucił jakiejkolwiek niekompetencji, ale były już wiceminister miał jedną absolutnie dyskwalifikującą go cechę: był katolikiem, który postanowił tego nie ukrywać.
Na jego miejsce minister Grabarczyk ma wziąć prof. Monikę Płatek, znaną z tego, że w żadnym stopniu nie ma poglądów skrajnych ani nacechowanych ideologicznie. Nie można za takie przecież uznać skrajnej postaci feminizmu. Ma za to poglądy bardzo ciekawe, a nawet - można by rzec - nowatorskie. Podczas debaty przed ostatnimi wyborami do Parlamentu Europejskiego powiedziała na przykład: "W związkach jednopłciowych rodzi się tyle samo dzieci, a czasem nawet więcej, niż w związkach różnopłciowych". W związku z tym odkryciem być może robienie pani profesor wiceministrem sprawiedliwości jest marnowaniem jej talentu i powinna ona raczej zostać polską kandydatką do Nobla z medycyny. Albo przynajmniej do Antynobla.
Jest więc wesoło, a będzie jeszcze weselej. Nie wiem tylko, czy wszyscy mamy ochotę płacić za bilety do tego kabaretu.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail