"Super Express": - Waldemar Kuczyński a propos pana książki "Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona" napisał na Twitterze: "Jaki to ma sens dziś? Wiemy dobrze, jak tam było. Chodzi o budzenie wściekłości do dzisiejszych Niemców?". Jak odebrał pan ten komentarz?
Piotr Gursztyn: - Byłem zszokowany. Nie bardzo wiem, co na to odpowiedzieć. Nie będziemy już pisać o zbrodniach niemieckich w czasie wojny, żeby nie urazić dzisiejszych Niemców? Zamykamy temat obozów koncentracyjnych? Holocaustu? Absurd. To wstrząsające również dlatego, że żyją jeszcze ofiary, które przeżyły rzeź Woli. Ludzie, którzy stracili wtedy rodziny, lub którzy sami klęczeli przed lufami karabinów i tylko cudem uniknęli śmierci. Takie słowa uderzają w nich.
- Niestety, nie czytałem jeszcze pana książki, ale może opisy niemieckich zbrodni są w niej zbyt drastyczne?
- Ja tylko chciałem opisać to wydarzenie, to moja jedyna intencja. Opisy są wyjątkowo drastyczne i mogą budzić wściekłość wobec Niemców. Zwłaszcza że żaden z tych zbrodniarzy nie został po wojnie ukarany. Ale ta zbrodnia tak przebiegała. Nie dodawałem nic od siebie. Opisywałem tylko to, co mówili mi świadkowie. Rzeź Woli była czymś wyjątkowo okrutnym i drastycznym, inaczej się tego nie da opisać.
Zobacz też: Opinie. Dr Wojciech Jabłoński: Pogranicze chamstwa
- A może Kuczyński ma rację i należałoby uznać temat II wojny za zakończony i skoncentrować się na budowaniu dobrych relacji z Niemcami, które - jak się wydaje - są nam dziś szczególnie potrzebne
- Ludzie interesują się II wojną światową i trzeba byłoby wprowadzić cenzurę. Ale też nie jest prawdą, że Polacy to jakoś szczególnie rozpamiętują. Moja książka jest pierwszą, która dotyczy tylko rzezi Woli. Pomnik na Woli jest bardzo skromny. O czym my mówimy? To nie jest załatwione. Mamy humanitarny obowiązek wobec ofiar, żeby to jakoś upamiętnić. W takich kwestiach wzorem powinien być dla nas instytut Yad Vashem, który od lat próbuje ustalać tożsamość ofiar Holocaustu. Przecież my nawet nie wiemy, ile osób zginęło wtedy na Woli. Szacunki wahają się od 30 do 60 tysięcy.
- Skąd więc te słowa Kuczyńskiego?
- Nie wiem. Nie spodziewałem się, że spotka mnie taki zarzut. Może zadziałało przekonanie, że jak nie będziemy mówić o złych rzeczach, to złe rzeczy się skończą w historii. Ale to naiwność. Raczej trzeba mówić o tych rzeczach, żeby uniknąć ich w przyszłości.
- Podobnie jak zrobiła to w Polsce delegacja z niemieckiego Westerland, którego merem po wojnie był Heinz Reinefarth odpowiedzialny za rzeź Woli?
- No właśnie. Oni przyjechali dopiero w tym roku. Delegacja z ratusza tego miasta przepraszała za to, co się stało. Ci ludzie nawiązali bardzo dobre kontakty z różnymi instytucjami na Woli. Byłby to więc przykład przeczący temu, co mówi Waldemar Kuczyński. To pamięć o przeszłości służy budowaniu dobrych relacji. Wykonali bardzo odważny gest i wcale nie spotkali się z akceptacją we własnym środowisku. Ale to są samorządowcy, a odpowiedzialność za to ponosi państwo niemieckie, nie Westerland czy wyspa Sylt. Pod skromnym pomnikiem na Woli powinien kiedyś klęknąć kanclerz Niemiec. Jak kiedyś Willy Brandt klękał przed pomnikiem ofiar getta.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail