"Super Expres": - Jest pan znany z bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi, teraz również z tego, że pozwał pan Tomasza Lisa i chce pan od niego 100 tys. zł.
Marek Jakubiak: - Sprawa dotyczyła mojej prywatnej wypowiedzi, na prywatnym Facebooku, do prywatnej osoby.
- Zacytujmy tę wypowiedź skierowaną do Dariusza Michalczewskiego: "Boks podobno szkodzi i jest na to niepodważalny dowód. Wiem, że to już niemożliwe, ale życzę ci, Dariuszu, mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać".
- Jak delikatniej napisać mężczyźnie, który chce, aby dzieci miały mamę płci męskiej? To jest dla mnie niewyobrażalne, to jest nawet poza sferą abstrakcji. Nie zgadzam się na adopcję dzieci przez homoseksualistów. Jeżeli chodzi o eksperymentowanie, róbmy to na królikach. I pewnie króliki miałyby więcej obrońców niż dziś mają dzieci i eksperymenty na nich.
- Nie zgadza się pan na eksperymentowanie, jeżeli chodzi o adopcję dzieci przez homoseksualistów?
- Nie zgadzam się na to.
- A zgadza się pan na to, żeby homoseksualiści byli w ogóle w sferze publicznej? Bo z tej wypowiedzi wyciągnięto wnioski, że może być pan homofobem.
- Nie jestem homofobem, jestem człowiekiem normalnym, traktującym życie takim, jakim ono jest. Homoseksualiści byli, są i będą i nie będę na ten temat dyskutował.
- Co pan sądzi o Biedroniu? Zna pan Biedronia?
- Nie znam, ale jest to całkiem sympatyczny człowiek, który się nie wywyższa. Odciął się od środowiska LGBT, od tych bardzo wojujących osób o innych predyspozycjach seksualnych.
- On wojuje, nawet z policją wojował, miał zarzuty.
- Nie chcę tutaj przyjmować roli jego obrońcy, niech broni się sam. Natomiast to, jakim on będzie prezydentem Słupska, to już nie zależy od orientacji seksualnej. Skoro wybrali go mieszkańcy, to po co dyskutować na ten temat? Demokracja ma takie prawa.
- Z jakiego powodu pozwał pan Tomasza Lisa?
- Tomasz Lis stara się kreować swoją osobę jako komentatora i autorytet publiczny i chce mówić ludziom, co jest dobre, a co złe. Tymczasem ze strony kierowanej przez niego gazety oraz należącego do niego portalu spotkała mnie zwykła potwarz.
- Napisał, że browar Ciechan miał mieć jakieś związki z mafią.
- Browar Ciechan to jest zupełnie inne przedsiębiorstwo od tego, o którym on pisał. Nie rozumiem, dlaczego zestawia się to ze mną, przecież ja tych ludzi nawet nie znam, spotkałem się z nimi może trzy razy w życiu. Takie manipulowanie faktami i zarzucanie tego człowiekowi, który spłacił za tamtą spółkę wszystkie zaległości podatkowe, to jest karygodna nierzetelność. Mam nadzieję, że dziennikarz, który dopuścił się tej manipulacji, osobiście za nią odpowie, a pan Lis jako redaktor naczelny również poniesie konsekwencje. Dziwię się, że niemiecki właściciel nie ma w sobie na tyle delikatności, żeby wiedzieć, że w Polsce należy mówić prawdę. Wydaje mi się, że w środowisku dziennikarskim jest tylu porządnych ludzi robiących dobrą robotę, że jeżeli wśród nich są czarne owce, to trzeba je zwyczajnie eliminować.
- Chce pan wyeliminować Lisa?
- Zobaczymy.
- Sądzi pan, że to się panu uda?
- Każdy myśli, że dla niego słońce świeci. Pan Tomasz Lis za długo przebywał za granicą, żeby dzisiaj działać na szkodę polskiego przedsiębiorcy. On powinien być pierwszym, który staje w obronie polskiego przemysłu.
- Zostawmy Lisa, wróćmy do Michalczewskiego. Zna go pan osobiście?
- Znam go z innej bajki, to jest prawdziwy wojownik i mój szok polegał na tym, że facet tak bardzo heteroseksualny wypowiada się nagle w taki sposób, wieszają mu jakieś kartki, że jest zwolennikiem LGBT. On sobie może robić, co chce, oburzenie z mojej strony wynika z tego, że on próbuje wtrącać się w naturę. Dziecko musi mieć własnych rodziców, a rodzicami na pewno nie są dwaj mężczyźni.
- Co się działo po tym wpisie?
- Przeprosiłem go, zaprosiłem do Ciechanowa na whisky, bo on jest fanem tego trunku. Przyjął zaproszenie, nawet określił mnie jako faceta z klasą. Podoba mi się takie podejście.
- A ta cała afera medialna związana z pana wpisem na Facebooku pomogła panu jako biznesmenowi? Mnóstwo ludzi bierze pana w obronę. Świat podzielił się na dwie części: za i przeciw.
- Mam wielką pretensję do dziennikarzy, którzy wylewali to piwo - bo robili to dziennikarze. Na przykład dziennikarz państwowego radia, które jest utrzymywane również z moich podatków, patrzy prosto w kamerę, śmieje się i wylewa mój produkt, deprecjonując go w całości. Oczywiście jestem bardzo wdzięczny tej rzeszy ludzi, którzy nie dali się omamić nagonce. Odbiło się to wielkim echem, ale nie traktuję tego zupełnie jako reklamy, bo mało kto życzyłby sobie takiej reklamy. Natomiast Ciechanowi to nie zaszkodziło.
- Zarzucają panu, że jest pan narodowcem. Jest pan nim?
- Kim mam być? Jestem Polakiem w Polsce. Mój patriotyzm polega na tym, że płacę podatki. Nie myślę nawet o wyprowadzaniu mojej firmy gdzieś za granicę. Kocham swój naród, swoją historię i nie dam tu nikomu grzebać. Najważniejsze na świecie, co mi się zdarzyło, to moje dzieci urodzone w tak cudnym narodzie o takiej historii. One znają historię, mówią pięknie w języku polskim, a co ważne dla Europy - również w kilku innych językach. Nasza polska młodzież jest jedną z najlepiej wykształconych w Europie. I z tego trzeba być dumnym, a nie wytykać komuś, że jest narodowcem. Oczywiście w takim sensie jestem narodowcem - i nie wstydzę się tego!
- Pan jest warszawiakiem. Dlaczego przeniósł pan interesy poza Warszawę?
- Nie przeniosłem interesów poza Warszawę, prowadzę je w stolicy. Nie da się browaru przenieść do Warszawy. Natomiast da się samemu jeździć do Ciechanowa, Lwówka, Bojanowa, Tenczynka, Biskupca czy Darłowa. Muszę dzielić czas na te wszystkie browary. To jest sytuacja, kiedy staje pan nad przedsiębiorstwem, w którym jeszcze tyka serce. I pan podchodzi do tego - jak Religa - i mówi: a ja cię wskrzeszę. I ja je wskrzeszam. To więcej niż biznes.
- Ale wziął się pan do interesu medialnego, bo niektóre media źle pana opisywały?
- Ponad 90 proc. polskiego rynku piwnego należy do zachodnich koncernów. Podobnie jak gazety pana Lisa, one mają własne interesy.
- "Super Express" jest w polskich rękach.
- Wiem, dlatego tu jestem. Pan Lis nie ma co liczyć na to, że do niego pójdę.
- Dlaczego nie ma co liczyć? Przecież z przeciwnikami czy nawet z wrogami warto rozmawiać.
- Być może, ale jeszcze trzeba mieć o czym rozmawiać. Natomiast my jesteśmy w sporze sądowym.
- Też byłem w sporze sądowym z Lisem.
- Ja nie mam takich doświadczeń. 150 lat temu zapewne inaczej by się takie sprawy załatwiało.
- Jak?
- Pan Lis miałby kłopoty. Natomiast dzisiaj w sądach dochodzimy swoich praw. Wracając do tematu piwnego, mamy sytuację taką, że cały rynek piwny został sprzedany. Reaktywowanie tych browarów, które są możliwe do reaktywowania, niesie za sobą różnego rodzaju wyzwania, np. ktoś musi w nich pracować. A zlikwidowano wszystkie szkoły piwowarskie w Polsce, więc trzeba szkolić tych piwowarów.
- Pan szkoli piwowarów?
- Chcę powołać profesjonalną szkołę piwowarów, ponieważ warzelanów i piwowarów brakuje w Polsce. A Polska przecież piwem stała, nie wódką. Wódkę nam przyprowadzono na bagnetach. Okowita, którą produkujemy w Ciechanowie, to był mocny, polski alkohol. Cała reszta to efekt rozbiorów.
Zobacz też: Sławomir Jastrzębowski: Kraina przyzwolenia, czyli spuścizna po Tusku
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail