"Frajerzy" klną, aż się widno robi. To, co słyszę od rolników podróżując po Polsce, najlepiej wyraża się w języku, który damy przyprawia o palpitację. Bohaterem złorzeczeń jest Marek Sawicki, który - jak pamiętamy - zapomniał się na chwilę i. wyszło szydło z worka: minister rolnictwa "nie szanuje" rolników, którzy zamiast poczekać kilka miesięcy na unijne pieniądze i sprzedać jabłka po 27 groszy za kilogram, sprzedają je "od ręki" za groszy 12. Sawicki potem się kajał, ale co powiedział, to powiedział. I zostało zapamiętane.
Świat "frajerów", zwykłych rolników, różni się od świata "rolników z Wiejskiej". Ci z Wiejskiej zawsze mają się dobrze, świat "frajerów" właśnie wali się im na głowę. Pozostańmy przy jabłkach. Embargo nałożone na Rosję i odwetowe rosyjskie uruchomiło procesy, które się pogłębiają i które będzie trudno zatrzymać. Bez Rosji polskie sady nie istnieją. Jabłka - zresztą także papryka czy pomidory - to dziś bardzo nowoczesna produkcja wymagająca nowoczesnych środków. Rolnik nie jest w stanie zapewnić jej finansowania z własnej kieszeni. Zawsze bierze kredyt pod przyszłe zbiory. Zawiera umowę z bankiem, który nie rozumie takich słów, jak "zastój", "nie sprzedałem", "muszę czekać". Bank nie czeka ani dnia ponad umówiony termin. Można więc sobie wyobrazić wściekłość rolnika, który słyszy, że jest frajerem, bo kilogram jabłek sprzedaje po 12 zamiast po 27 gr, kiedy on wie, że jak nie sprzeda taniej albo w ogóle, to za tydzień bank zajmie mu ciągnik. Dla niego światła rada ministra rolnictwa, żeby poczekać, jest psu na budę. Nad rolnictwem gromadzą się nie tylko jabłkowe chmury. Polska eksportowała do Rosji ok. 8 proc. wyrobów mlecznych - mleka, jogurtów, serów. Już nie eksportuje. Ceny mleka z miesiąca na miesiąc spadają. Mówią mi rolnicy, że już od 10 do 20 groszy za litr w stosunku do cen ubiegłorocznych. Spadają ceny żywca wołowego. Słyszę, że nawet już do 1000 złotych na sztuce. Czy można tę wołowinę, której nagle zrobiło się za dużo, gdzieś sprzedać? Można, ale okazjonalnie i stosunkowo niewiele.
Zobacz też: Opinie Super Expressu. Leszek Miller: Świeczka
Zasiewa na jesieni, potem cały rok wkłada w to pieniądze
Trzeba pamiętać, że całe rolnictwo unijne, a także unijno-światowe jest ze sobą powiązane tysięcznymi nićmi. Handel regulują umowy, które muszą być respektowane, ceny regulują giełdy żywności. Pszenica na przykład w ubiegłym roku kosztowała 800 zł za tonę, a w tym kosztuje 600. Ten, kto produkuje rzepak, ma inny ból głowy. Zasiewa na jesieni, potem cały rok wkłada w to pieniądze (środki ochrony roślin, paliwo, sprzęt) i do końca nie wie - zarobi czy straci, bo przecież cen dokładnie nie przewidzi. Produkcja żywności to interes zależny nie tylko od pogody, ale i od koniunktury. Jeśli więc gdzieś w tym skomplikowanym globalnym świecie kredytów, produkcji i handlu następuje zakłócenie, to zwykły producent żywności odczuwa to pierwszy i najdotkliwiej. To tylko dobrze brzmi, że minister rolnictwa już załatwił w Chinach, Stanach czy Kanadzie kontrakty na polskie jabłka. To nie jest takie hop-siup, jak mawia pan prezydent. Dlatego mam pretensję do rządu, który wchodząc w konflikt z Rosją w obronie Ukrainy, miał obowiązek przewidzieć, że pierwszymi ofiarami będą rolnicy. Tymczasem rząd najpierw zostawił ich swojemu losowi, potem kazał czekać na obiecane dopłaty z Unii, a na końcu zwyzywał od frajerów.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail