"Super Express": - Niemcy są najczęściej łamiącym procedury unijne z państw Unii Europejskiej, z czego to wynika?
Olga Doleśniak-Harczuk: - Faktycznie, według danych federalnego ministerstwa gospodarki Niemcy 74 razy naruszyły prawo wspólnotowe, co stawia je kolejny rok z rzędu w czołówce państw UE, które mają ewidentny problem z dostosowaniem się do unijnych standardów. Przykładów jest wiele. W 2003 roku Niemcy jako pierwsze państwo UE złamały Pakt stabilności i wzrostu, zespół reguł, których pomysłodawcą był Niemiec Theo Weigel! Dziś ministerstwo finansów Niemiec zajmuje trzecie miejsce, tuż po ministerstwie transportu i środowiska, wśród resortów najczęściej naruszających prawo wspólnotowe. Konsekwencji nie ma i raczej nie będzie.
- Dlaczego?
- To zasługa świetnego PR Berlina. Najwidoczniej pozycja Niemiec jako państwa o świetnie rozwijającej się gospodarce i tego, które ma w Brukseli zawsze ostatnie słowo, pozwala na stawianie wymagań innym przy jednoczesnym pozwalaniu sobie na więcej.
- Przez wiele lat mieszkała pani w Niemczech. Skąd pani zdaniem bierze się takie lekceważące podejście Niemców do procedur?
- To nie jest tak, że Niemcy uczyniły sobie z łamania procedur sport narodowy, generalnie starają się trzymać reguł narzucanych im z góry, ale mówienie już o "niemieckim Ordnungu" i doskonałym porządku jest nieporozumieniem. Zaraz po zjednoczeniu było inaczej, jednak dziś Niemcy z racji swojej pozycji mogą sobie pozwolić na łamanie reguł. Decyzje kanclerz Merkel podjęte we wrześniu 2015 roku w związku z kryzysem migracyjnym są tego najjaskrawszym przykładem. Unia Europejska nawet wtedy nie pisnęła, tak jakby decyzja niemieckiej kanclerz, której konsekwencje są przecież ponoszone nie tylko przez Niemcy, lecz także całą UE, była czymś najnormalniejszym w świecie. Ten mechanizm jest widoczny też wewnątrz Niemiec. Jeszcze kilka miesięcy temu politycy FDP postulowali powołanie specjalnych komisji śledczych w Bundestagu w związku z zamachem na Breitscheidplatz, w którym zginął również obywatel Polski, dziś takie żądania ucichły.
- Polska łamie o jedną trzecią mniej procedur unijnych, a mimo to to właśnie nasz kraj jest pod pręgierzem Unii Europejskiej. Dużemu wolno więcej?
- Dużemu, bardziej sprawnemu piarowo i wpływowemu. Podejrzewam, że gdyby to polskie koncerny eksperymentowały z toksycznym dwutlenkiem azotu na małpach i ludziach, mielibyśmy dziś niekończącą się serię demonstracji w obronie zwierząt i przeciwko łamaniu praw człowieka, a w Strasburgu odbyłoby się nadzwyczajne posiedzenie w tej sprawie. Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans miałby kolejny pretekst do oskarżania Warszawy o łamanie zasad praworządności. Nie ma co się irytować, tylko pracować nad wzmocnieniem pozycji Polski. Słabych się nie szanuje.