TV
Pogoda
Wideo
"Super Express": - Jak wspomina pan postać księdza Henryka Jankowskiego?
Jan Krzysztof Bielecki: - Spotkałem go pierwszy raz w czasie strajków w Stoczni. Lepiej poznałem jednak dopiero w latach 80. W tamtym czasie opozycja była dość nieliczna, grupowała ludzi naprawdę odważnych i takim człowiekiem był bez wątpienia ksiądz Jankowski. Pierwszy obraz, jaki pamiętam - zawsze można było na niego liczyć. Nie odmawiał pomocy, nie obawiał się udzielania swojego mieszkania na potrzeby opozycji. Właśnie pod tym adresem spotkałem pierwszy raz w życiu takie postaci, jak Margaret Thatcher czy Zbigniewa Brzezińskiego. Kościół św. Brygidy, a zwłaszcza jadalnia na plebanii u prałata była dla opozycji oknem na świat. Ostoją i miejscem, w którym można było zawsze liczyć na dobre słowo gospodarza i spotkać się z kimś wartościowym. Przy tym wszystkim nieustannie był z Solidarnością i ze stoczniowcami. Właśnie u ks. Jankowskiego Barbara Piasecka-Johnson przekazała 100 mln dolarów na Stocznię Gdańską.
- W wolnej Polsce drogi bohaterów lat 80. rozeszły się. Często byli ze sobą skłóceni
- Ominął mnie czas, w którym różnice zarysowały się aż tak wyraźnie i doszło do głębokich podziałów. W 1993 r. wyjechałem z Polski na 10 lat i obserwowałem z dystansu wszystkie te nasze napięcia. Po powrocie do kraju spotykałem się z księdzem Jankowskim, ale raczej jako życzliwy recenzent jego pomysłów biznesowych. A był bardzo aktywny i miał tych pomysłów nieskończenie wiele.
- Pojawiały się też informacje stawiające go w złym świetle, choćby sugerujące jego współpracę z SB.
- Jeśli chodzi o dokumenty SB, zawsze uważałem, że jest to sprawa dla zawodowych historyków. To oni powinni zajmować się takimi sprawami, a nie dawni przyjaciele danej osoby po tej czy po innej stronie sporu. Nam pozostaje zmówienie pacierza za duszę zmarłych i mówienie o nich tylko dobrze.
Jan Krzysztof Bielecki
Były premier RP, szef Rady Gospodarczej przy premierze Tusku, wieloletni działacz gdańskiej opozycji demokratycznej
