Zasada jest prosta. Za każdy rok przepracowany w Parlamencie Europejskim przysługuje miesięczna odprawa. Trochę stratni będą eurodeputowani z najdłuższym stażem, bo przywołane przepisy zaczęły obowiązywać w 2009 roku, pięć lat po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Rekordziści powinni więc otrzymać 150 tysięcy euro, co w przeliczeniu na rodzimą walutę daje około 650 tysięcy złotych. W tej grupie są Róża Thun (70 l.) z Trzeciej Drogi, Anna Fotyga (67 l.), Jacek Saryusz-Wolski (76 l.) i Ryszard Czarnecki z PiS.
- Przeznaczę te pieniądze po prostu na bieżące funkcjonowanie, na życie. Część na pewno zostanie spożytkowana na edukację syna – zdradza nam Czarnecki. Po jednej kadencji odprawa będzie dużo skromniejsza. Ale niemal ćwierć miliona złotych to kwota obok której trudno przejść obojętnie. Tyle zainkasują Włodzimierz Cimoszewicz (74 l.), Tomasz Frankowski (50 l.), czy Beata Kempa (58 l.).
SPRAWDŹ: Beata Szydło zdetronizowana. To on uzyskał najlepszy wynik w kraju!
Ale odprawa to nie jedyna pamiątka po pracy w Brukseli. Jeszcze większe wrażenie robi emerytura. Po osiągnięciu 63 lat, byli europosłowie mogą przejść bowiem na unijne świadczenie. Jego wysokość obliczana jest według prostej zasady: 3,5 proc. wynagrodzenia za każdy rok wykonywania mandatu. Maksymalnie może wynieść 70 procent uposażenia, czyli na dziś siedem tysięcy euro (około 30 tys zł). I właśnie takie świadczenie będzie przysługiwało politykom, którzy z Parlamentem Europejskim żegnają się po aż dwóch dekadach, czyli Ryszardowi Czarneckiemu i Jackowi Saryuszowi-Wolskiemu.
NIŻEJ ZDJĘCIA CZEARNECKIEGO KUPUJĄCEGO SZPARAGI