"Super Express": - Co pan sobie pomyślał, słysząc słowa szefa FBI Jamesa Comaya o "mordercach i ich wspólnikach z Niemiec, Polski i Węgier oraz wielu innych miejsc" biorących udział w Holokauście?
Dr Łukasz Kamiński: - Pomyślałem sobie: "o rany, znowu...". Wszyscy pamiętamy przecież wypowiedź prezydenta Obamy o "polskich obozach śmierci". Musimy włożyć wiele wysiłku w to, żeby do takich wypowiedzi nie dochodziło. Szkoda, iż człowiek pełniący tak odpowiedzialną funkcję, jak szefowanie FBI, wykazuje się taką skalą ignorancji... Ten tekst był opublikowany, więc przemyślany i jest czymś więcej niż "wpadką". W związku z tym należy oczekiwać przeprosin.
- Z czego biorą się takie wypowiedzi, jak Comeya i Obamy?
- Łączy się tu wiele rzeczy, ale dominujący jest na pewno brak wiedzy i luki w edukacji. Także działania Polski, by promować naszą historię na świecie, nie były wystarczające.
- Nie były czy nie są i dziś?
- W dużej mierze ponosimy wciąż cenę zaniechań z lat 90. Nie można jednak zapominać, że to także rezultat dziedzictwa okresu komunistycznego. Dziś także można zrobić więcej.
- Pamięta pan, kto pierwszy zaczął mówić o "polskich obozach" i polskiej odpowiedzialności za Holokaust?
- Nie, choć pamiętam, że osobiście zetknąłem się z tym na początku swojej pracy historyka, niemal przy pierwszych kontaktach z niektórymi zachodnimi środowiskami naukowymi. Zdałem sobie sprawę, że tylko nam się wydaje, że nasza historia jest oczywista i czytelna. Dominującą postawą nawet wśród historyków zachodnich była jednak niewiedza. Dlatego skupiamy się teraz na zmianie tej sytuacji.
- Pamiętam opinie jednego z historyków, że "dziś na Zachodzie ludzie są przekonani, że Polacy pomagali Niemcom mordować Żydów, ale za kilka lat będą przekonani, że Polacy robili to sami".
- To, jak będzie za kilka lat, zależy od Polski. Musimy reagować na takie incydenty. Są kraje, które miały trudniej, a jednak potrafiły skutecznie przekonać opinię światową do poznania prawdy. Przytoczę tu choćby Ormian, którzy przez dekady walczyli o świadomość o ludobójstwie w Turcji.
- Jak IPN jako instytucja państwa polskiego dbająca o pamięć zareaguje na słowa szefa FBI?
- IPN reaguje, ale w innej perspektywie. Bieżące protesty i żądania przeprosin to domena dyplomacji. My działamy długofalowo. Staramy się być obecni na czołowych uniwersytetach z książkami, wystawami, z konferencjami z udziałem tamtejszych naukowców. To dłuższa droga, ale jednak pozwalająca na lepsze poznanie polskiej historii.
- Długofalowo wiedza powszechna pochodzi z filmów i programów telewizyjnych. Przy okazji filmów "Ida" i "Pokłosie" mieliśmy w Polsce dyskusję, jak oba te obrazy wpłyną na postrzeganie naszego kraju i historii na świecie.
- Moim zdaniem te filmy nie przyczyniły się do wypowiedzi takich, jak prezydenta USA czy szefa FBI. Problemem jest to, że nie mamy dobrych polskich produkcji, które opowiedziałyby historię np. AK i polskiego ruchu oporu. Przecież to są historie na dziesiątki filmów hollywoodzkich, które mogłyby kształtować opinię. Szkoda, że nie powstają.
- Nie powstają, choć Polska świętowała niedawno 25-lecie "bezprzykładnego sukcesu"?
- W ostatnich latach powstało kilka dobrych filmów historycznych, ale adresowane były głównie do polskich odbiorców. Nie sądzę, żeby to była kwestia pieniędzy, bo środki na filmy są. Mamy jakiś brak wizji artystycznej, może odwagi sięgnięcia po te tematy? Mam nadzieję, że twórcy z tego młodszego pokolenia jednak się z tym zmierzą.
Zobacz też: Bożena Dykiel jedzie po Komorowskim jak po ...