Obłudny teatrzyk Belki i Szczurka

2015-01-23 3:00

Po spotkaniu Komitetu Stabilności Finansowej i późniejszych wypowiedziach ministra Szczurka oraz prezesa Belki wszystko powinno już być jasne: rząd postanowił pokazać frankowym kredytobiorcom gest Kozakiewicza, licząc, że sprawa rozejdzie się po kościach. Całkiem inaczej niż w przypadku górników. No ale górnicy mogą przyjechać do stolicy i zrobić awanturę, a kredytobiorcy raczej nie. Najwyżej gdzieś postoją parędziesiąt minut z plakatami.

Minister finansów powiedział, co jego zdaniem banki "powinny" zrobić. "Powinny" mianowicie, zdaniem pana ministra, uwzględnić ujemne stopy procentowe dla franka. Z tym że ta opinia szefa MF ma dla banków podobne znaczenie, co stwierdzenie, że wszyscy prezesi banków powinni zacząć chodzić w czerwonych krawatach: to jedynie uprzejma sugestia. Z kolei Marek Belka w charakterystycznym dla siebie nonszalanckim stylu (którego mniej oficjalną, a bardziej knajacką formę mogliśmy podziwiać na nagraniach "mafii kelnerów") oznajmił, że właściwie to problemu nie ma, banki są bezpieczne, a kredytobiorcy... No, może niektórym będzie ciężko, ale w sumie to ich problem.

Brzmi jak kpina? Bo kpiną jest. W ramach Komitetu Stabilności Finansowej spotkali się były główny ekonomista ING (i zapewne niedługo główny ekonomista w jakimś innym banku), chwilowo na etacie ministra finansów, były dyrektor w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, obecnie szef NBP, i ich znajomi, szefowie polskich oddziałów zagranicznych w większości banków, którzy bez zgody swoich central mogą zdecydować najwyżej o plakacie promującym kolejną pożyczkę, ale na pewno nie o tym, co zrobić z kredytami wartymi miliardy złotych. Podczas tego przyjacielskiego spotkania przy kawusi i słonych paluszkach niektóre banki zobowiązały się łaskawie, że wprowadzą wspomniane ujemne stopy procentowe. Tyle że w większości przypadków i tak musiałyby to zrobić, bo tak były skonstruowane umowy kredytowe. Poza tym sygnał jest jasny: żadnego systemowego rozwiązania nie będzie.

Że rząd kpi sobie z kredytobiorców, stało się jasne, gdy rzeczniczka pani premier Iwona Sulik oznajmiła, iż frankowiczom nie można udzielić żadnej "publicznej pomocy", bo byłoby to "niesprawiedliwe". Pani Sulik musi oczywiście wiedzieć, że nikt żadnej "pomocy publicznej", czyli pieniędzy z budżetu, nigdy nie żądał. Ale ta kłamliwa narracja jest podgrzewana, bo dzięki niej udaje się skutecznie szczuć na siebie kolejne grupy ludzi. Idę o zakład, że większość tych, którzy powtarzają bezmyślnie: "Dlaczego pomagać frankowiczom? Mnie nikt nie pomaga", sądzi, że kredytobiorcy spod znaku CHF domagają się żywej gotówki. Otóż nie - oni tylko chcą, żeby państwo zadziałało w ich imieniu, pomagając znaleźć systemowe rozwiązanie problemu. Bez grosza z publicznej kasy. I mają prawo tego oczekiwać, bo to państwo za pośrednictwem swoich instytucji akceptowało politykę kredytową banków.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz: Łukasz Warzecha: Wygaszanie Ewy Kopacz