Nad głową Dawida Jackiewicza od kilkunastu dni zbierały się czarne chmury. Kilka dni temu minister został usunięty z Komitetu Politycznego PiS, a działania jego resortu i obsadzanie stanowisk w spółkach Skarbu Państwa mocno skrytykował podczas niedzielnej rady politycznej Jarosław Kaczyński. - Możemy się potknąć tylko o własne nogi! Kręcą się wokół nas różne cwaniaczki, zarzucane są brudne sieci. Jeżeli ktoś się będzie na mnie powoływał, jest to w 99 proc. nieprawda. Trzeba to zgłaszać, nawet telefonicznie - przestrzegał prezes PiS, wzywając do oczyszczenia partii z ludzi, którzy blokują "dobrą zmianę".
Ostateczna decyzja co do dymisji Jackiewicza została podjęta w najbliższym gronie prezesa PiS w środowy wieczór na Nowogrodzkiej. To wtedy do siedziby partii zjechali m.in.: Beata Szydło, Antoni Macierewicz (68 l.), Mariusz Błaszczak (47 l.) czy Mateusz Morawiecki (48 l.). - To Kaczyński żądał głowy Jackiewicza, oburzając się na politykę kadrową w spółkach Skarbu Państwa, które nadzorował Dawid - mówi nam osoba z otoczenia prezesa. Przypomnijmy, że stanowiska w państwowych spółkach za Jackiewicza dostawały osoby z jego matecznika. Dla przykładu prezesem Lotosu został dobry znajomy ministra Robert Pietryszyn, a prezesem Tauronu Remigiusz Nowakowski, który pochodzi z Wrocławia. Wczoraj premier Beata Szydło zapowiedziała, że likwidowanym resortem skarbu do końca roku będzie zarządzał minister Henryk Kowalczyk (60 l.). - Z nowym rokiem będzie nowa organizacja zarządzania państwowymi spółkami - powiedziała Beata Szydło. Dymisje skomentował też Jackiewicz. - Moje zobowiązanie zostało wypełnione. Chciałem podziękować pani premier i panu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Zobacz także: Powstała oda do Kaczyńskiego! Porównany jest do... Chrobrego